piątek, 25 kwietnia 2014

Chapter 11



*7 miesięcy później*

-Nie mogę w to uwierzyć! Jejku, ty już jesteś stara dupa, mała! - pisnęła Angelina. 
Odwzajemniłam uśmiech, przeglądając kolejną sukienkę.
Dzisiaj mam urodziny. Osiemnaste. 
Nie mogę w to uwierzyć! Jeszcze tak niedawno temu skakałam w pieluchach po domu. 
Ponownie uśmiechnęłam na tę myśl.
-Wczoraj dopięłam wszystko na ostatni guzik skarbie, załatwione! Impreza będzie po prostu i d e a l n a!
Zachichotałyśmy cicho, po czym ruszyłyśmy do przebieralni, by przymierzyć wybrane sukienki.

-I jak? - zapytałam, wychodząc z małej komórki, stając przed Angel. Zrobiłam pozę ''modelki'', po czym obydwie się zaśmiałyśmy.
Sukienka była miętowa, do połowy ud, z koronka przy dekolcie. Ładnie opinała mi moje krągłości.
-Jest okej.. - zamyśliła się, lustrując mnie wzrokiem - Ale na pewno znajdzie się lepsza.
Pokazała mi ruchem dłoni, bym z powrotem udała do mojej ''klitki''.

Gdy wróciłam do domu, było kilka minut po 16. Impreza zaczynała się o 20, więc miałam jeszcze trochę czasu. Włączyłam komputer i zajrzałam na Facebook'a. Dostałam miliony wiadomości z życzeniami urodzinowymi, oraz potwierdzeniami przyjścia na imprezę.
Nagle zauważyłam zieloną kropkę, oznaczająca bycie on-line przy nazwisku, którego bym się nie spodziewała.
Wesley.
Serce zabiło mi szybciej, szybko wstukałam wiadomość do komunikatora i wysłałam.


Wróciłaś? Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? :( 
Nieważne.. :)
Straaasznie się za Tobą stęskniłam kochanie, mam nadzieję na spotkanie!
Dziś są moje urodziny (pewnie wiesz) i mam imprezkę! U mnie.
Jeśli masz ochotę i czujesz się na siłach to wpadaj! 
Całuski <3 
Do zobaczenia! 

Wyłączyłam komputer cała w skowronkach. Alice! Wróciła! JEEJ!
Roześmiałam się, co musiało dość dziwnie wyglądać bo byłam sama. Klapnęłam na łóżko i westchnęłam.
Jakie to życie jest piękne.. pomyślałam.

Nie chwal dnia, przed zachodem słońca...





Stanęłam przed lustrem. Idealnie.
Przejechałam dłonią po świeżo ułożonych i wysprejowanych. Mimo to, że ostatnio w moim życiu trochę się zdarzyło, nie zamierzam teraz się tym zamartwiać.
Justina nie będzie.
Z resztą.. pewnie zapomniał.
Agnes! Zapomnij o nim. Nie dzisiaj. Dziś jest TWÓJ dzień. Skarciłam się w duchu.
Uśmiechnęłam się do lusterka, próbując wrócić sobie utracony dobry nastrój. Niestety, na marne.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek: 19:13.

-Hej kochana! - cmoknęła mnie w policzek Angelina - Wyglądasz bosko, ale pewnie o tym wiesz - mrugnęła.
-Ty też skarbie - uśmiechnęłam się szeroko, zapominając o Justinie.
Angelina ubrana była w czerwoną, obcisłą sukienkę, do połowy ud, prostą. Do tego zawiesiła sobie dwa złote wisiorki, oraz założyła ogromne szpilki.
Wpuściłam ją do środka. Weszłyśmy do kuchni, gdzie znajdowały się wszelkiego rodzaju alkohole, fastfoody, smakołyki itp.
Szatynka nalała nam po kieliszku wódki, po czym podała mi moją ''porcję''.
-Pij, to na rozgrzanie - mrugnęła, z uśmiechem.
Szybko łyknęłam napój, ciecz spłynęła, wywołując przyjemne pieczenie w gardle.
-Wszystkiego najlepszego, mała - powiedziała, po czym nalała następną kolejkę.

-Jak się bawisz? - zagadnęła mnie przyjaciółka, podczas gdy przedzierałyśmy się przez tłum nastolatków, próbując dotrzeć do ''centrum spotkania'', bym mogła zdmuchnąć świeczki.
-W porządku - odparłam.
Nie miałam pojęcia, że aż tyle osób przyjdzie. Było mi bardzo miło, że wszyscy pamiętali.
W końcu dotarłyśmy na miejsce.
-Ej ludzie! - wydarła się moja towarzyszka - Teraz nasza solenizantka będzie dmuchać! Nie, nie w alkomat - zachichotała, odpowiadając na pytanie, które dobiegło z tłumu.
Dumnie uniosłam głowę, to była moja chwila.
Wszyscy zaczęli zgodnie krzyczeć, bym dmuchała.
Szybko pomyślałam życzenie:
Żeby Alice się tu zjawiła i wszystko było tak jak dawniej... i.. z resztą.. nic.

-Wyglądasz cudownie - szepnął Chris, przygryzając płatek mojego ucha. Dreszczyk podniecenia przeleciał przez moje ciało.
Spojrzałam na niego ponętnie.
Zaczęliśmy się całować. Bardzo. Namiętnie.
Kieszeń Chrisa zaczęła wibrować.
Westchnęłam ciężko, pozwalając podnieceniu ulotnić się z ciała, gdy odkleiłam się od niego.
Chłopak wysłał mi przepraszające spojrzenie, po czym ulotnił się by odebrać.

Krążyłam po ogródku, naiwnie szukając choć chwili ciszy. Głowa pulsowała mi nieprzyjemnie, od alkoholu i głośnej muzyki. Mam nadzieję, że sąsiedzi będą tak wyrozumiali i nie zadzwonią na policję.
Usiadłam na trawie i zamknęłam oczy.
-Nigdy nie byłaś typem imprezowiczki.
Błyskawicznie wstałam, gotowa do walki. Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko zobaczyłam mojego rozmówcę.
-Co ty tu robisz? - zmrużyłam oczy.
-Jak to co? - wyszczerzył się bezczelnie - Przyszedłem na imprezę mojej przyjaciółki.
-Chyba sobie kpisz kolego - prychnęłam - Przyjaciela to ty masz w spodniach.
Roześmiał się głośno.
-Możesz go poznać. Lubię gdy moi przyjaciele się znają.
-Jesteś bezczelny! Zejdź mi z oczu, oraz wyjdź z mojej posesji.
Justin był już nieźle wstawiony, bo nie okazał nawet grama strachu. Nie przejął się moim rozkazem. Podszedł kilka kroków.
-Cieszę się, że jesteś już pełnoletnia. Mogliby mnie wsadzić do pudła - mrugnął, wyszczerzony, po czym gwałtownie wpił mi się w usta.
Zebrałam wszystkie swoje siły i odepchnęłam go, z obrzydzeniem.
-Zostaw mnie! Nie waż się mnie dotknąć, bo pożałujesz śmieciu!
Ponownie roześmiał się kpiąco.
-Nie udawaj takiej cnotki kochanie.
Wybiegłam z ogrodu, chcąc jak najszybciej się gdzieś schować.
Wpadłam na kogoś. Na jakąś parę. Całującą się.
-Prze..
Wybałuszyłam oczy.
-Chris?! Angelina?!

Nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
Właśnie wyjrzał księżyc.

***
mam nadzieje, że się podoba
kochani nie będzie mnie tydzień, wiec będzie malutka przerwa w rozdziałach.
przepraszam :)))
widzimy sie za tydzień misie <3


niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 10

Kosz zapełnił się zgniecionym kartkami, pełnymi słów. Niestety żadne słowa, ie potrafiły wyrazić tego co czuję. No bo co miałam napisać?
Dzięki za list, faktycznie było mi przykro, ale już jest okej, wybaczam Ci Justin. Buziaki, Nes.
Raczej nie!
Nienawidzę Cię, nie odzywaj się do mnie, idę się zabić. Żegnaj, Agnes.
Kategorycznie, NIE!
Miałam zupełną pustkę w głowie. Walnęłam pięścią w biurko, po czym rzuciłam się na łóżku, głową w dół.

Po 15 minutach leżenia dostałam olśnienia. Szybko zabrałam się do pracy. 

Justinie,
popełniłeś wielki błąd. 
Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.
Nie potrafię zapomnieć o tym, jak duży ból mi sprawiłeś, swym nagłym odejściem.
Przykro mi, lecz nie dam rady spotykać się z Tobą, patrzeć Ci w oczy, śmiać, rozmawiać, udawać, że nic się nie wydarzyło. Zbyt dużo by mnie to kosztowało. 
Może wydać Ci się to śmieszne, lecz wtedy gdy mnie pocałowałeś..
wtedy byłam gotowa.
Poczułam, że burzysz ścianę, pomiędzy nami.
Niestety moje uczucie wygasło, dzięki Twemu wyjazdowi. 
Proszę, abyś już mnie nie nachodził, nie pisał, nie dzwonił. 
Najlepiej usuń mój numer z listy kontaktów, z głowy też.
Nasza przyjaźń.. już jej nie ma.
To koniec.

Agnes.

I jak na zawołanie: pociekły łzy. Kilka z nich naznaczyło kartkę, lecz zignorowałam to.
Podsunęłam list pod drzwi, by (jeśli w ogóle jeszcze się tu zjawi) mógł odczytać mą odpowiedź.
Wcale nie było mi łatwo, ba! bardzo ciężko. Nie chciałam tego zakańczać, lecz uznałam, że to musi się stać. 
Nie mamy szans.

Nie dostałam odpowiedzi, a minęły już 24 h. Tak, wiem, że napisałam mu, by się odczepił i tak dalej, ale nie sądziłam, że mnie posłucha! Przecież zawsze tak jest, że jeśli dziewczyna czegoś nie chcę (a przynajmniej tak mówi) to tego chcę. No w większości wypadków.
Co ja w ogóle mówię?! Postawiłam sprawę jasno, a teraz zachowuję się jak dziecko.
W końcu nie wytrzymałam. Musiałam się z nim zobaczyć. Natychmiast.
Dlaczego?
Przecież to był mój przyjaciel! To on pierwszy przełamał barierę.
Pierwsza łza.
Dzięki niemu zaczęłam ''coś'' czuć.
Druga.
Wiem, to śmieszne. On ma dziewczynę. Nie czuje do mnie nic, poza ''przyjacielską miłością'' (jeśli takie coś  w ogóle istnieje). A może jemu po prostu jest mnie żal i robi mi łaskę, przepraszając. Może tak na prawdę ma mnie i moje uczucia głęboko w poszanowaniu?
Ósma.
Nie! to niemożliwe. On taki nie jest. Choć.. te siedem miesięcy. Mógł się zmienić.
Wodospad.
Chwila! Ja go praktycznie w ogóle nie znałam przed jego wyjazdem! Może tak naprawdę, zawsze taki był, tylko nie zauważyłam?

Zapukałam do wielkich drzwi.
Nic.
Jeszcze raz, trochę głośniej.
Nadal cisza.
Nacisnęłam złotą klamkę, z nadzieją, że nie wszystko stracone.
Zaśmiałam się pod nosem, gdy drzwi nie drgnęły. Co ja sobie myślałam? Że otworzą się, jak w filmie?
Usiadłam na huśtawce na ich podwórku. Chyba nie będą mieli za złe, jeśli tu na nich poczekam. Na niego.
Rozejrzałam się wokół. Przyznam, że ogród mieli tak samo piękny, jak dom. Jak wszystko.
Ona jest idealna. Nie tak jak ja..
On jest idealny.
Pasują do siebie.
Co mu po takiej zwykłej MNIE?
Nagle usłyszałam urywki jakiejś rozmowy. Ktoś się zbliża.
Zerwałam się z huśtawki, pobiegłam ukryć za domem, by móc podsłuchać kto idzie.
-Kochanie, nie życzę sobie żebyś się z nią widywał. Patrz co ona z tobą robi, jesteś zamyślony i w ogóle mnie nie słuchasz! - głos Kate. To na pewno ona, już ja poznam głos tej krowy.
-Nie spotkałem się z nią, ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać? - a to on. We własnej osobie.
Nie wytrzymałam i wychyliłam się lekko, by go zobaczyć.
Miał na sobie białą koszulkę, spodnie z krokiem do kolan, białe supry i snapbacka.
Mmm.. jak zwykle, czarująco przystojny.
-Nie obchodzi mnie jaki to był rodzaj kontaktu. Nie chcę, nie życzę sobie byś się z nią widywał. Chcę mieć cię tylko dla siebie - teraz obleśnie wpiła mu się w usta - Obiecasz?
-Mm.. yhy.. obiecuję, że już nigdy nie spotkam się z Agnes.
Zamarłam. CO?!
Poczułam suchość w gardle i to, że oczy mnie pieką.
Upadłam.
A potem tylko.. CIEMNOŚĆ.

***
wiem, że do bani.
ale słucham sb smętnej muzyczki i takie są skutki ;))
mam nadzieję, że nie zraziłam was tym rozdziałem.
przepraszam za dłuższą nieobecność, ale nie miałam kiedy napisać.
+
dzisiaj mam urodziny :))
tak tylko wspomnę ;)


wtorek, 15 kwietnia 2014

Chapter 9

Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy, 
dwóch tych samych pocałunków, 
dwóch jednakich spojrzeń w oczy. 


Minęły dni, miesiące, od naszego ostatniego spotkania. Od tej nieszczęsnej kolacji, która wywróciła moje, ale i twoje życie do góry nogami. Nie potrafię teraz spojrzeć Ci w oczy. Nie potrafię powiedzieć tego niby zwykłego ''cześć''. Wszystko się zmieniło. My się zmieniliśmy.

-Cieszysz się? - wyrwał mnie z namysłu mój chłopak. Brunet o pięknej budowie, Chris.
Stałam przed nim. Przed Justinem, który wyglądał teraz zupełnie inaczej niż te siedem miesięcy temu. Tak to prawda, nie widzieliśmy się tyle czasu. Szmat czasu.
Kate chciała ''przygody'', więc wybrali się na rejs po świecie. W ten sam sposób zostawiając mnie samą, samotną. 
-Nie cieszę się - odparłam sucho - Nie cieszy mnie nic, co z nim związane - warknęłam, do Chrisa tak jakby Justina tu w ogóle nie było, po czym pociągnęłam go za rękę.
-Nes! Spokojnie, coś się stało? - zapytał Bieber. 
Byłam tak wściekła, że bałam się, iż dym zaraz będzie wylatywał uszami. Za to, że mnie opuścił. Za to, że wybrał Kate. Za to, że nie odzywał się do mnie przez bite siedem miesięcy. Za to, że teraz nagle zjawia się i wymaga ode mnie super, wesołego powitania. Łzy zebrały mi się w oczach. 
-Nie mów tak do mnie! Nie możesz! Nie pozwalam Ci! - krzyknęłam, wypuszczając furie z ciała - Nie chcę Cię widzieć, przez resztę mojego życia. Chcę, żebyś zniknął, tak jak zrobiłeś to wcześniej. Tym razem an zawsze.
Zaakcentowałam ostatnie słowa, puściłam dłoń Chrisa i uciekłam. 

Przebiegłam zadziwiająco duży kawałek. Gdy w końcu stanęłam, ponieważ nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, usiadłam na chodniku (nie było żadnej ławki w pobliżu).
Miarowo łapałam oddech, by w końcu głęboko westchnąć.
Wtedy gdy już zaczynało się układać. Gdy JA zaczynałam wierzyć, że może jednak ''MIŁOŚĆ'' ma jakiś sens, pojawił się on. A od niego wszystko się zaczęło! To on mnie wtedy pocałował. Sprawił, że w pewien sposób, się zaangażowałam. Lecz on nie zdążył się już o tym dowiedzieć, bo zniknął za oceanem.
Zaczynam płakać. Nie tak jak wcześniej. Teraz mój szloch przypomina wycie. Poważnie.
Nie mam czasu, zastanawiać się, jak dziwnie to wygląda. 
Chcę pobyć sama.

Przez następne kilka dni Justin nieugięcie próbuje się ze mną skontaktować. Jednak ja nie zamierzam zamienić z nim słowa. Wytrzymał bez jakiegokolwiek kontaktu ze mną przez te siedem miesięcy, więc dlaczego teraz nagle się tak za mną ''stęsknił''?
Pewnego dnia, gdy myślę, że dał już sobie spokój, znajduję wsuniętą pod drzwi kartkę.
Jest to list. Od razu wiem kto jest nadawcą. 
Już mam go wyrzucić, gdy dostrzegam kilka słów, które mnie od tego powstrzymują.
Bijąc się z ciekawością, przegrywam. Rozwijam kartkę.

Droga Agnes,
jeśli w ogóle przeczytasz ten list, to wiedz, że ogromnie Cię przepraszam.
Jest mi bardzo przykro, że tak się zachowałem. 
Przepraszam, myślałem, że tak będzie lepiej. Sama mówiłaś, że nie chcesz się mieszać w związki. 
Nie chciałem utrudniać Ci życia. Wybacz mi.
Jesteś, byłaś i będziesz dla mnie ważna. 
Uwierz, że chciałem do Ciebie zatelefonować, odezwać się, lecz bałem, że mnie odrzucisz.
Jednak to okazało się nieuniknione.
Przepraszam.

Justin. 

Łzy ciekną mi po twarzy. Coś we mnie pęka.
Biorę szybko kartkę i długopis, piszę. Nie mogę zostawić tego bez odpowiedzi. Po prostu nie dam rady, nie jestem taka.

***
długo myślałam, jakby tu was zaskoczyć
nie wiem czy mi się udało, wy mi powiedzcie :)))
udało się?
+
dziękuję wam bardzo za te miłe słowa! 
to mega motywacja <3


sobota, 12 kwietnia 2014

Chapter 8

-Usiądźcie - poleciła z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Wykonaliśmy posłusznie jej polecenie, rozsiadając się na wielkich, królewskich krzesłach. Pomieszczenie było równie pięknie zaprojektowane, jak sam budynek. Wszystkie meble był takie.. szlachetne. Jak w pałacu. A Kate najwyraźniej bardzo się tym szczyciła.
-O jesteś już kochanie, martwiłam się, że się spóźnisz - zaszczebiotała na widok wchodzącego Justina, po czym pocałowała go namiętnie w usta. Niespokojnie się poruszyłam, mając ochotę się na nią rzucić.
Justin był ubrany w luźną niebieską koszulę, czarne spodnie i grafitowe nike. Uśmiechnął się na nasz widok. Oczywiście wcześniej, odwzajemnił gorący pocałunek krowy.
Podał rękę Chrisowi, mierząc go wzrokiem. Gdy podszedł do mnie, elegancko wstałam i ucałowałam jego policzek.
-Miło, że przyszliście - uśmiechnął się.

-Mmm.. pyszna pieczeń - pochwaliłam.
Kate uśmiechnęła się z dumą.
-Mam we krwi, dobrą kuchnię.
-Tak, Kate jest urodzoną kucharką - potwierdził Justin, całując ją w policzek. Zieleniałam z wściekłości.
-Ja pójdę po desery - zawiadomiła szatynka, po czym zgarniając ze stołu puste talerze, odeszła.
-No więc.. jak tam u was? - zagaił Justin, wpatrując się we mnie, co mnie zawstydzało - Układa się wam?
-Jesteśmy z Chrisem tylko przyjaciółmi, przecież znasz moje zdanie o związkach - uśmiechnęłam się przez łzy. Tak na prawdę bardzo pragnęłam czułości. Choćby chwilowej.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przeprosiłam i wyszłam do toalety.
Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam ryczeć.
Dlaczego?
Sama nie wiem.
Tak po prostu.

-Coś się stało? - zapytał z troską Chris, gdy wróciłam.
-Nic, po prostu źle się przez chwilę poczułam -  uspokoiłam go.
Przede mną stał kubeczek z tiramisu.
Nie miałam najmniejszej ochoty już jeść, lecz zmusiłam się do spróbowania.
Po 20 minutach ''Pani Domu'' pozbierała wszystkie naczynia, a na stole pojawił się już tylko ''cięższy kaliber''.
-Ja nie piję - oznajmiłam przepraszająco.
-Jeden kieliszek Cię nie zbawi - mrugnął do mnie Biebs.
Wzruszyłam ramionami. Raz się żyję.

-Ej, kochanie przystopuj! - zaśmiał się Chris, gdy byłam w połowie siódmego kieliszka.
Wszyscy się zapomnieliśmy. Najbardziej Kate.
W pewnym momencie, chyba zapomniała, że nie jest sama i zaczęła zabawiać się z Justinem. Fuj.
Wierzcie mi. To było O B R Z Y D L I W E.
On chyba też uznał, że tak nie wypada, bo wyniósł ją do sypialni, by zasnęła.
Rozmawialiśmy zupełnie o wszystkim, tak jak kiedyś. Chris też już zdawał się przysypiać, była w końcu 2:36. W końcu zostaliśmy SAMI. Serce biło mi jak szalone.
Zbliżyliśmy się trochę, lecz nadal zachowaliśmy bezpieczny dystans. Co z czasem zaczęło się zmieniać..
Położył mi rękę na udzie, na co mnie przeszedł gwałtowny dreszcz. Lecz nie zepchnęłam jej.
Jego twarz powoli zbliżała się do mojej. Dzięki alkoholowi, który płynął z moich żyłach, pozwoliłam sobie, ponieść się chwili.
Jego usta zetknęły się z moimi, było to dla mnie niesamowite i nowe uczucie. Nie wiedziałam co robić.
Przejął inicjatywę, muskając coraz nachalniej moje wargi. Wiedziałam, że to co robię jest bardzo niewłaściwe, lecz nie mogłam przestać. Nie mogłam.
Oplotłam rękoma jego kark, by było nam wygodniej. Całowaliśmy się słodko i zarazem namiętnie. Ta chwila zdawała się trwać wiecznie, a w myślach powtarzałam ''niech to się nie kończy!''.

-Chris, wstawaj - szeptałam mu do ucha, podczas gdy on smacznie chrapał. Nie miałam serca go budzić, lecz musiałam.
-Możecie zostać - odezwał się cichutko Justin.
Wolałam nie przebywać tu z nim dłużej sam na sam. Mogłoby do czegoś gorszego, jeszcze dojść.
-Dziękuję Ci Jus, ale powinniśmy już wracać - uśmiechnęłam się serdecznie.
Westchnął i skinął głową.
W końcu udało mi się dobudzić Chrisa. Spojrzał na mnie rozkojarzony.
-Idziemy - musnęłam płatek jego ucha, na co od razu się uśmiechnął.

-I jak Ci się podobała wizyta u Kate i Justina? - zapytałam gdy wracaliśmy pustą uliczką.
-Było okej - mrugnął do mnie - Ale wolałbym, być tylko z tobą.
Spojrzałam na niego zdziwiona. On tylko wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i dotknął swoimi rozgrzanymi wargami moich. Łał, to już mój drugi pocałunek w ciągu tego wieczoru [nocy]...
Te pocałunki nie były takie, ''królewskie'' jak tamte, lecz nadal przyjemne.

-Będziesz moją dziewczyną, Agnes?


***
jestem bardzo, ale to bardzo niezadowolona z tego rozdziału.
przepraszam, przepraszam, przepraszam
wybaczcie, moją niekompetencję
mam nadzieję, że to tylko chwilowe
+
dziękuję za wasze komentarze <3


środa, 9 kwietnia 2014

Chapter 7

Właśnie wychodziłam z lodziarni, z rożkiem pełnym lodowych kulek. Truskawkowa, czekoladowa, cytrynowa, jogurtowa. Mmm.. uwielbiam.
Patrzę, a tam ON. W dodatku nie był sam.
Towarzyszyła mu jakaś panienka. Poczułam jak złość się we mnie zbiera. Bezczelność!
Nie spotykamy się od tygodnia, a ten palant już znalazł sobie nową ''przyjaciółeczkę''. W sumie to nawet nie byliśmy razem, ale i tak mam prawo do wściekłości!
Ja nie jestem WCALE zazdrosna. Absolutnie.

- Cześć Justin - udałam, że  nie widzę tej pokraki obok, która przyglądała mi się niczym jastrząb.
Chłopak był chyba trochę zaskoczony. Tak jakbym właśnie nakryła go na zdradzie.
-Hej Nes - łał! Powiedział ''Nes''. To dobrze wróży. Jednak nie zamierzam mu odpuścić.
-To jest Kate - wskazał na blondynkę - Moja dziewczyna..
Zamurowało mnie.
Czy to ten sam Justin, który zaledwie kilka dni temu, opowiadał mi, że nie może się pozbierać po stracie ukochanej? Ten sam chłopak, który nałogowo się ciął, przez swoją ukochaną? Ten sam, który mówił, jak bardzo ją kocha?
Jak mówiłam, miłość nie istnieje. A on właśnie mnie w tym utwierdził.
-Ah.. świetnie, że w końcu sobie kogoś znalazłeś - udałam uśmiech.
Splotłam nerwowo ręce, po czym spojrzałam na jego wybrankę.
Patrzyła na mnie fałszywie ''milutko''.
-Miło mi Cię poznać Nes! - zaszczebiotała z szerokim uśmiechem.
O NIE! Tylko On może tak do mnie mówić.
-Mi również - uśmiechnęłam się.

To już lekka przesada.
Nienawidzę go.
Frajer.
Dupek.
Idiota.
Co on sobie myśli? Najpierw ignoruje mnie, wręcz unika, potem okazuje się, że znalazł sobie dziewczynę, a teraz jeszcze zaprosił mnie na kolację do niego i KATE. Krew mnie zalewa!
Oczywiście głupiutka ja, zgodziłam się.
W takim razie przyjdę z Chrisem.
BINGO.

-Wyglądasz pięknie - pocałował mnie w policzek, Chris.
-Dziękuję Ci, ty też nie najgorzej - mrugnęłam.
Próbowałam udawać wyluzowaną, lecz tak na prawdę byłam bardzo zestresowana. Bałam się, że coś może pójść nie tak i wygłupię się przed Justinem i jego nową krową. Przepraszam za wyrażenie, ale nienawidzę tej dwójki z całego serca. W sumie to nienawidzę Kate (czyt. świni) za to co zrobiła. Odbiła mi przyjaciela! A Justina za to, że mnie opuścił. Może to zabrzmi banalnie i głupio, ale na prawdę go polubiłam..
Chłopak wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy do jego sportowego auta. Musiał pochodzić z jakiejś bogatej rodzinki, bo takie autko nie wyglądało na tanie.
Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Stanęliśmy przed dość okazałym budynkiem, głównie z drewna i szkła.
-Łał.. - wymsknęło mi się.
Na Chrisie ten widok nie zrobił jakiegoś specjalnego wrażenia, najwidoczniej był przyzwyczajony do takich luksusów. Ja nie za bardzo. Choć moja rodzina wcale nie była biedna, to nie wyróżnialiśmy się jakimś wielkim majątkiem.
Zapukaliśmy w drzwi. Po chwilce wrota się otworzyły, a przed nami stanęła Kate. Wyglądała przepięknie. Czułam się przy niej jak brzydkie kaczątko. Najwyraźniej jej to pasowało, bo uśmiechnęła się z wyższością.
-Cudownie - cmoknęła - Jesteście w samą porę!
No to zabawa się zaczyna...


***
komentujcie! <3
+
dodałam nową zakładkę ''bohaterowie'', znajdziecie tam też naszą, drogą KATE! :*


niedziela, 6 kwietnia 2014

Chapter 6

-Cii.. film się zaczyna - spławił mnie.
-Film może poczekać! - krzyknęłam sfrustrowana, po czym wyłączyłam telewizor.
Spojrzał na mnie zaszokowany. No cóż, dobra Agnes się skończyła.
-Myślałam, że jeśli szczerze porozmawiamy, to przestaniesz.
-Śmieszna jesteś. To nie jest takie łatwe jak odstawienie cukierków - odparł lodowatym głosem.
Przyznam, że zmroziło mnie to, w jaki sposób to powiedział.
-Proszę cię! Od kiedy robienie sobie krzywdy jest przyjemne? - zakpiłam, co jeszcze bardziej wznieciło ogień pomiędzy nami.
-Wydaje ci się, że wiesz wszystko, lecz nie wiesz nic.
-Oświeć mnie - syknęłam.
-To nic nie zmieni, jesteś zbyt dumna, by przyznać komuś rację.
To przelało czarę.
-Wyjdź.
Nie próbował mnie NAWET przeprosić. Po prostu wstał i wyszedł. Tak po prostu.

Gdy usłyszałam trzask drzwi frontowych, oznaczający wyjście Justina z mojego domu, wybuchnęłam płaczem. Nigdy mi się to nie zdarza. Nigdy przez chłopaka.
Ja chciałam mu pomóc, a on na mnie naskoczył. Nie rozumiem go.
Miałam taki piękny dzień. Pogodziłam się z Alice, spotkałam Chrisa.
Fakt: nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
Ryczałam przez około dziesięć minut, bez przerwy. Nie musiałam patrzeć w lustro, by wiedzieć, że wyglądam niczym wiedźma.
Spojrzałam na zegarek: 21:34. Mimo dość wczesnej pory, położyłam się i odpłynęłam.


Weekend minął, potwornie szybko. Za szybko!
Wstałam, ogarnęłam się i wykonałam typowe poranne czynności.
Szłam w pośpiechu do szkoły, ponieważ miałam już 5 minut spóźnienia. Wpadłam do klasy zdyszana (ostatnie 100 m przebiegłam).
Profesor Hastings spojrzała na mnie spod byka. Nigdy mnie nie lubiła. Ona jako jedyna. Ogólnie w szkole odznaczałam się wielką sympatią, ze strony innych ludzi, więc nie rozumiałam jej wrogości. Była to babka w średnim wieku, ok. 45-50 lat. Powinna przejść już na emeryturę!
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedziałam łagodnie, po czym ruszyłam w stronę mojej ławki.
-Panno Evans, jaki jest powód Pani spóźnienia? - zignorowała moje przeprosiny.
-Zaspałam - skłamałam. W rzeczywistości, powodem było to, że omal nie spaliłam kuchni. Chciałam usmażyć sobie naleśniki, lecz ze mnie taka super kucharka, że gdy poszłam się uczesać, placki zaczęły się fajczyć... W ostateczności zrezygnowałam ze śniadania.
-W nocy trzeba SPAĆ - na jej twarzy zaistniał kpiący uśmieszek. Co ona sobie wyobraża?!

Lekcje minęły w miarę szybko. Po ostatnim dzwonku, popędziłam prosto do domu Alice.
Zapukałam do drzwi. Nic. Jeszcze raz. Echo. Stałam pod drzwiami i czekałam. Nikt nie przyszedł.
Nie wiedziałam co się dzieję, gdzie są Ali i jej rodzice? Oczy zaszły mi łzami.
-Państwo Wesley wyjechali gdzieś dziś rano, nikt Ci nie otworzy, skarbie - krzyknęła do mnie przez bramkę ich sąsiadka, Pani Winslet.
Czyli to już koniec. Wyjechali. Alice miała rację - chcą ją odciąć od świata. A ja nic nie mogę zrobić.


***
zdaję sobie sprawę, że jest krótki i badziewny, ale pisałam go szybko, bo później nie miałabym czasu. :))
bardzo dziękuję za tyle wejść na bloga! :*
+
tak jak radziła mi jedna komentatorka, włączyłam opcję komentowania przez anonimów. ;)
dzięki za radę!


czwartek, 3 kwietnia 2014

Chapter 5


Dzięki

Tylko tyle?
Tylko. Tyle?
Serio?
Myślałam, że umówimy się na jakieś spotkanie, ale po co? 
Westchnęłam.

Ubrana zeszłam do kuchni, gdzie moja mama smażyła naleśniki. 
-Właśnie miałam cię wołać - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam uśmiech, wzięłam sobie talerz i nałożyłam dwa placki.
Posmarowałam je dżemem i dorzuciłam trochę krojonych truskawek. Zjadłam baardzo szybko, z resztą jak zwykle. Podziękowałam, po czym odeszłam od stołu. 
Już miałam wychodzić, kiedy nagle usłyszałam głos mojej mamy.
-Nie wybierasz się do szpitala? Wiesz, zrobiłam trochę więcej naleśników, może mogłabyś jej podrzucić - zapytała cała w skowronkach.
Odwróciłam się z mega zdziwieniem na twarzy.
-O kim ty mówisz? Jaki szpital? - domagałam się wyjaśnień.
Spojrzała na mnie wielkimi oczyma.
-Ty nie wiesz?
-Najwyraźniej NIE - zirytowałam się.
-Alice jest w szpitalu..

-Boziu, co się stało?! - wpadłam do szpitalnej sali z hukiem.
Na ''łóżku'' leżała blada, z wielkimi worami po oczami - Alice.
Wygięła usta w grymasie. 
-Możesz ciszej? 
Zamknęłam za sobą drzwi, po czym usiadłam na małym, metalowym krzesełku obok łóżka. Wpatrywałam się w nią wyczekująco. 
-Pielęgniarki powiedziały mi, że zażyłaś jakieś tam tabletki.. - zaszkliły mi się oczy - Kobieto, mogłaś umrzeć!
-Chciałam.. - odparła cichym, chropowatym głosem.
-Nie mów tak - próbowałam przełknąć, narastającą gulę w gardle. 
-Moje życie już nie ma sensu..
Przez chwilę myślałam, że to dlatego, iż tak jakby.. ''zerwałyśmy''. Ale oczywiście powód był inny i szczerze mówiąc, trochę mnie to zabolało.
-Daniel mnie zdradził.. 
Wiem, że jestem okrutna, ale przez chwilę musiałam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem i powiedzenia ''A nie mówiłam?''. Na szczęście w chwilę się opamiętałam.
-Nie martw się, będzie dobrze - szepnęłam nieszczerze.
-Nie okłamuj samej siebie - pisnęła - Miałaś rację, on jest skończonym dupkiem. Niestety dupkiem, którego kocham..
-NADAL?! - krzyknęłam, tracąc cierpliwość.
-Wiem, że tego nie zrozumiesz, bo nigdy nikogo nie kochałaś, ale tak. Tego nie można wymazać ot tak. To silne uczucie.
Zbierało mi się na wymioty. Ależ oczywiście, że jeśli się chce, to można zapomnieć. JEŚLI SIĘ CHCE. Silne uczucie? Ha, ha, zależy dla kogo. Jakoś tego idioty - Daniela, to ''silne uczucie'' nie potrafiło powstrzymać przed zdradą. Stek bzdur.
-Kiedy wychodzisz? - zmieniłam temat, bojąc się co mogłoby się stać, gdybyśmy nadal ciągły tamten.
-Chyba jutro.. - mruknęła bez przekonania - Ale matka chce mi zafundować psychiatrę i całkowite odcięcie od świata.
-Jeśli chcesz.. mogę cię jutro odwiedzić - zaproponowałam nieśmiało. Co jak ona nadal gniewa się o tamtą akcję? Może w ogóle nie będzie już chciała się spotykać..
-Jasne - odpowiedziała rozpromieniona.
Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. W końcu się pogodziłyśmy! I to w takich.. dość nieprzyjemnych chwilach.

Gdy wracałam ze szpitala (oczywiście cała szczęśliwa), postanowiłam wstąpić do jakiejś kawiarenki. 
Weszłam do jakiejś pierwszej, lepszej. Wyglądała dość zachęcająco. W środku było przytulnie - dużo starych fotografii, obrazów, kwiatów i takich tam drobiazgów.
Usiadłam w stoliku na zewnątrz, ponieważ było dzisiaj nadzwyczaj gorąco! Nie chciałabym się kisić w środku, w dodatku bez klimatyzacji.
Zamówiłam frappe z podwójną bitą śmietaną. Byłam w zbyt dobrym humorze, by odmówić sobie dodatkowej porcji cukru.
Była przepyszna.. i taka chłodna. Mniam!

-Przepraszam, ale czy my się skądś nie znamy? - zaczepił mnie jakiś chłopak, gdy byłam w połowie mojego napoju. 
-Zgaduję, że to jakiś nowy ''tekst na podryw'' - zaśmiałam się. Normalnie odprawiłabym go z kwitkiem, ale jak już wspominałam, dzisiejszy dzień był na to zbyt piękny!
-Wcale nie nowy - mrugnął do mnie, po czym bez słowa przysiadł się.
Przyjrzałam mu się. Był całkiem przystojny, mimo, że ubrany w byle jaką białą koszulkę i sprane jeansy.
-Nie gorąco ci trochę w tych spodniach? - powiedziałam, zanim zdążyłam porządnie ugryźć się w język.
-Mam to odebrać za jaką propozycje? - uniósł zabawnie jedną brew. 
-Przepraszam, nie o to mi chodziło.. - zachichotałam, pewnie czerwona niczym burak (wcale nie od gorąca!).
-Spoko - uspokoił mnie z uśmiechem - Co tak piękna dziewczyna, robi tu sama?
-O! Ten tekst, akurat znam - zaśmiałam się.
-Pewnie dużo razy go słyszałaś.
-Ale nigdy od kogoś takiego, jak TY - wymsknęło mi się. Z niewiadomych powodów nabrałam bardzo dużo pewności.
-A jaki jestem, hm?
-Ee... przystojny - trafiłam w samo sedno. Chłopak parsknął śmiechem, widząc moje zmieszanie i to, że nie wiem co powiedzieć.

Wracałam do domu. Oczywiście u boku Chrisa (w końcu poznałam jego imię). Powiem szczerze, że rozmowa naprawdę na się kleiła i dobrze mi się z nim rozmawiało. Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do moich drzwi, przy których KTOŚ na mnie czekał.
-O.. hej Justin.. - wyjąkałam zaskoczona. Niby czemu miałabym się stresować.. przecież nie jesteśmy razem.
Chłopak zmierzył wzrokiem Chrisa, po czym spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. Hej, o co chodzi?
-Cześć Agnes - on nigdy tak do mnie nie mówi. Coś jest nie tak.
-Chris, dzięki za dzisiejsze spotkanie, było mi bardzo miło - uśmiechnęłam się do niego - Musimy się jeszcze spotkać!
-Koniecznie, mała - mrugnął do mnie, ignorując stojącego naprzeciw Biebera.

-Kto to? - mruknął (niby niewzruszony), gdy weszliśmy do mojego domu.
-Kolega - odparłam, równie obojętnie.
Weszliśmy do kuchni, gdzie zgarnęłam dla siebie banana. 
-Masz - rzuciłam mu świeże jabłko.
-Dzięki - burknął.
Myślałam, że tylko kobiety mają takie humorki. Najwyraźniej się myliłam. Ostatnio często.
Usiadłam na kanapie, nie zamierzając zacząć rozmowy. To przecież on do mnie przyszedł.
Przełączałam kanały, szukając czegoś odpowiedniego. W pewnym momencie natrafiłam na jakąś ''porno scenę''. Akurat wtedy (głupi los) telewizor się zaciął, a ''parka'' została uwieczniona w bardzo.. jednoznacznej pozie. Nie wiem, jak inaczej mam to określić.
Justin zaczął się ze mnie śmiać, gdy bezradnie próbowałam przełączyć. Na marne.
Spiorunowałam go wzrokiem i przestał.
Podeszłam do telewizora i odpięłam go od prądu. Wtedy się udało i obraz zniknął.
Odetchnęłam z ulgą, ale PAN BIEBER najwyraźniej miał z tej sytuacji niezłą polewkę.
-No co? To było bardzo zabawne - roześmiał się.

Usiadłam na swoim łóżku, a on na fotelu. Tak jak wcześniej. Wpatrywaliśmy się w siebie bez ruchu.
-No więc, co masz mi do powiedzenia? - zapytałam - Przecież nie przyszedłeś tu od tak sobie, prawda?
-W TV leci dzisiaj Epoka Lodowcowa, pomyślałem, że może pooglądamy?
Aww.. urocze.
OGARNIJ SIĘ AGNES! - skarciłam się w duchu.
-Umm.. jasne! - wyszczerzyłam się, tak jak on.

-Pospiesz się! Już się zaczyna! - krzyknął, z mojego pokoju.
Leciałam jak wariatka, z miską popcornu. Wpadłam do pokoju, podczas gdy na ekranie jakaś babka reklamowała płyn do okien.
-Ty idioto! - zmrużyłam zabawnie oczy, niby-wściekła.
Odłożyłam miskę na blat, po czym rzuciłam się na zataczającego się we śmiechu chłopaka. Zaczęłam go bić, niestety chyba nie byłam wystarczająco groźna, bo nic sobie z tego nie zrobił. Tylko bardziej się śmiał.
Usiadłam wiec na drugim krańcu łóżka, wpatrując się w ekran telewizora.
-Ej.. nie gniewaj się - tyrpnął mnie w ramię.

I wtedy zauważyłam świeże rany na jego ręce.
-Justin, musimy pogadać.

***
buziaczki :*
komentujcie <3