sobota, 26 lipca 2014

Chapter 14

*pół roku później*
-Masz wszystko? - zapytała z troską moja mama.
Ogarnęłam wzrokiem dwie walizki i jedną torbę podręczną.
-Tak, wszystko się zgadza - uśmiechnęłam się pocieszająco, by przestała się tak denerwować.
Spojrzałam wyczekująco na ojca. Ostatnio wrócił z misji, specjalnie na mój wyjazd. Stał wpatrując się we mnie dumnym wzrokiem.
-Moja córeczka.. jest już taka dorosła - szepnął, po czym wziął mnie w ramiona. Oczy mi się zaszkliły, więc je zamknęłam by nie pokazywać im, jak bardzo ten wyjazd mnie przytłacza. Jak bardzo chciałabym zostać tu - w domu, móc tulić już powoli starzejącego się ojca i matkę. Chciałabym zaopiekować się nimi jak najlepiej bym mogła, lecz wiem, że teraz ważniejsze są moje studia.
Odsunęłam się od rodziców, którzy wpatrywali się we mnie ze smutnym, ale również w pewnym sensie radosnym wzrokiem. Ostatni raz uśmiechnęłam się do nich, chwilę później nadjechała taksówka, która miała rozpocząć moje nowe, prawie-dorosłe życie.

-Panna Evans.. hmm.. to będzie pokój nr 43, drugie piętro. Rozkład zajęć dostanie Pani jutro na uroczystym rozpoczęciu nowego roku szkolnego w Michael's Academy* - sekretarka o długich blond włosach związanych w kucyk, wymownie się do mnie uśmiechnęła, dając mi do zrozumienia, że jej robota się skończyła i mam jak najszybciej zmyć się z malutkiego pomieszczenia - sekretariatu.
-Dziękuję - założyłam niepotrzebne kosmyki włosów za ucho, po czym wyszłam, wciąż targając ze sobą - wcale nie lekkie, walizki.
Przywołałam windę, bo raczej nie wyniosłabym tych cholernych bagaży na drugie piętro po schodach. Po kilku minutach byłam już przy swoim nowym ''mieszkaniu''. Po drodze minęłam kilka roześmianych dziewczyn w obcisłych miniówach.
No tak, dzisiaj ostatni dzień wakacji. Party Time.
W duchu ogromnie się cieszyłam, że nie widzi tego moja mama, która jest przekonana, że do Michael's Academy uczęszczają sami przyzwoici ludzie. Nie zauważyła też, jak pod ręcznikiem w walizce, ukryłam koronkową bieliznę. No co? Jestem pełnoletnia!
Zapukałam do drzwi, choć biorąc pod uwagę, że przed chwilą dostałam klucz, powinnam wejść do pokoju bez wahania. Lecz obawiałam się, że może moja współlokatorka będzie zajęta.. jeśli wiecie o co chodzi.
Nie usłyszałam jednak żadnego odzewu, więc otworzyłam drzwi za pomocą klucza.
W środku panował porządek, choć na podłodze leżało kilka koszulek. Najwidoczniej moja nowa towarzyszka już się rozgościła, gdyż na ścianach wisiały już zdjęcia i plakaty. Podeszłam bliżej by przyjrzeć się dwóm dziewczynom na zdjęciu. Jedna ruda, druga z ciemnymi włosami, pozują z wywieszonymi językami. Obydwie roześmiane i jak widać bardzo szczęśliwe.. poczułam uczucie zazdrości. Ja nie mam przyjaciółki. W zasadzie już nie mam. Jedna oszalała z miłości - DOSŁOWNIE. Druga okazała się być zdrajczynią. Ja nie mogłam się pochwalić takimi ''super'' ujęciami.. Od razu gdy przypomniałam sobie kilka z wydarzeń z przeszłości, zebrało mi się na wymioty. Opadłam na łóżku, nie zważając, iż to nie moje. Zawroty głowy powróciły. Zaczęłam cierpliwie rozmasowywać skronie. Po około pięciu minutach, mroczki całkowicie znikły. Wyprostowałam się, nie chcąc być przyłapana na wylegiwaniu się na nieswoim łóżku. Starannie wygładziłam pościel, by nie było podejrzeń.
Jeszcze raz przyjrzałam się zdjęciu, próbując przepędzić ode mnie ''tamte myśli''.
Ciekawe, z którą z nich będę dzielić ten pokój przez najbliższy rok, a może i dłużej?
Sekundę później drzwi się otwarły, a do środka weszła ciemnowłosa dziewczyna ze zdjęcia.
No to już wiem.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, tym co robię. Przypatrywałam się jej fotografii. No nieźle, już z początku robię wrażenie psychopatki. Brawo Agnes!
Szybko odsunęłam się od ściany i uśmiechnęłam się usprawiedliwiająco do dziewczyny.
-Bardzo ładne zdjęcie.. - wydukałam zawstydzona.
Na twarz ciemnowłosej wpłynął wielki uśmiech.
-To moje ulubione! Przypomina mi o mojej najlepszej przyjaciółce - Ellie - uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.
-Jestem Agnes - niepewnie wyciągnęłam do niej dłoń.
-Emma - odrzuciła mój gest, po czym przyjaźnie mnie przytuliła - Nie bój się! Od teraz trzymamy się razem, hm?
Bardzo zaskoczyła mnie śmiała propozycja Emmy, lecz w sumie ucieszyłam się, że nie będę musiała zmagać się z ciężarami nowej szkoły sama.
-Jasne - mrugnęłam.

Wypakowanie zajęło mi niecałą godzinę. Emma w tym czasie wtajemniczała mnie we wszystko, czego się do tej pory dowiedziała.
-Dzisiaj jest impreza! Niby pierwszoklasiści nie biorą udziału, ale zdążyłam się skumać z kilkoma starszymi dziewczynami i zapewniły, że mnie wprowadzą! Założę się, że z tobą, też nie będzie problemu i załatwią ci ''wjazd''. Mówię ci! Słyszałam, że na tych imprezkach tyle się dzieję, że SZOK. Podobno uczniowie usypiają nauczycieli, dodając im jakieś tam tabletki do napojów i ci idą w odsyłkę. Rano myślą, że impreza po prostu szybciej się skończyła. Prawdziwy odlot!
Trajkotała jak nakręcona, bez końca.
Nie spodobał mi się pomysł imprezy. Ostatnio gdy byłam na imprezie.. wylądowałam w szpitalu. Wolę trzymać się na dystans od takich ''zabaw''. Przynajmniej na razie.
-Przepraszam, ale nie czuję się dosyć dobrze na imprezę. Coś mi niedobrze - skłamałam, udając grymas.
-O nie! Nie możesz tego przegapić.. jeśli nie przyjdziesz na tę imprezę, możesz zapomnieć o szkolnej elicie - posmutniała.
Gdzieś mam ''SZKOLNĄ ELITĘ''. Przyjechałam się tu uczyć, by zapewnić jak najlepszą przyszłość sobie i rodzicom. Przyjechałam zapomnieć tu o wszystkim co się wydarzyło. Zapomnieć o Chrisie, Angelinie, Alice, Justinie..
-Może wbiję na chwilkę, ale później.. - próbowałam brzmieć przekonująco.
Emma tylko skinęła głową ze smutkiem.

-Jak wyglądam?
Emma stanęła przede mną w czarnej sukience, do połowy ud. Mimo wszystko, wyglądała lepiej i przyzwoiciej od tamtych.
-Super - udałam fascynację.
-Dobra słońce, ja spadam.. mam nadzieję, że się zobaczymy! - cmoknęła mnie w dwa policzki, po czym wyszła.

O godzinie 22, usłyszałam krzyki na korytarzu. Gwałtownie zeskoczyłam z łóżka, pobiegłam do drzwi, gdzie cichutko i niezauważalnie je otworzyłam.
-Zostaw mnie! - krzyknęła dziewczyna.
-Cichutko, bo jeszcze ktoś cię usłyszy, a tego nie chcemy prawda?
ZNAM TEN GŁOS. WSZĘDZIE BYM GO ROZPOZNAŁA.

***
Mam nadzieję, że się podoba, bo długo nad nim pracowałam.
KOMENTUJCIE <3

Come Back!

Powstaję niczym Feniks z popiołu!
...
Wracam do was z głową pełną nowych pomysłów!
Przepraszam, za moją bardzo długą nieobecność, ale w moim życiu się trochę porobiło, już jest ok.
JEŚLI JESZCZE KTOŚ TU ZAGLĄDA, TO SIĘ BAAARDZO CIESZĘ.
Rozdział dodam najszybciej jak będę mogła!
Całuski, Black.

niedziela, 11 maja 2014

Chapter 13

Dzisiaj mijał dokładnie 29 dzień, pobytu Agnes w szpitalu. Dokładnie 29 dzień ciszy. 29 dzień mojego cierpienia. Mija 29 dzień, od moje serce pękło na miliony kawałeczków. To dokładnie 696 godzin.

-Dzień dobry! - rzuciłem z uśmiechem do jednej z pielęgniarek, która przyzwyczajona do moich odwiedzin, odparła mi uśmiechem.
Ruszyłem tam gdzie zwykle; do małej salki Nes. 
Gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem opartą o białą poduszkę dziewczynę, wpatrującą się w ścianę. Widok ten wcale mnie nie zdziwił. Był wręcz na porządku dziennym.
-Hej śliczna! - mimo okoliczności, uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Oczywiście nie doczekałem się odpowiedzi, ani żadnej reakcji. 
Usiadłem na tym samym, plastikowym krzesełku co zawsze. Wyłożyłem na stoliczek świeże owoce; banana, jabłko, truskawki. 
Westchnąłem.
-Jak się dzisiaj czujesz? - zagadnąłem - Mam nadzieję, że lepiej. Słyszałem, że niedługo wychodzisz.
Nic.
Oparłem się o ścianę i przymknąłem oczy.

AGNES POV

Justin zasnął. Gdy tylko upewniłam się, że śpi, odwróciłam głowę w jego stronę. 
Tak samo przystojny jak zwykle. 
Niestety zauważyłam też głębokie i ciemne worki pod oczami. Zmęczony wyraz twarzy. 
I to wszystko przeze mnie. 
On przychodził tu codziennie, nie zwracał uwagi na to, że go ignorowałam. Nie zraził się tym, iż nie odezwałam się słowem przez ten cały czas. To w pewnym sensie urocze.
Ale należało mu się. Zasłużył sobie w pełni, za to wszystko co mi zrobił. 
Studiowałam jego twarz, gdy był tego nieświadom. I tak codziennie. 
W pewnym momencie nie mogłam się powstrzymać, od dotknięcia jego dłoni. Była taka ciepła.. i przyjemna.
Wszystkie wspomnienia powróciły: nasze spotkanie, pierwszy i ostatni pocałunek, jego wyjazd, nieprzespane noce, smutek i płacz, samotność, powrót, noc w moje urodziny... 
To mnie przytłoczyło. Tak nagle. Oczy zapiekły, potem polały się łzy. Zaczęłam łkać. 
Chłopak otworzył oczy.

JUSTIN POV

Obudził mnie szloch. Jak się okazało, szloch Agnes. Byłem niemało zdumiony. Postanowiłem jednak zachować się na poziomie i objąłem ją ramieniem bez słowa. Co było jeszcze bardziej zdumiewające, Nes się nie wyrwała, lecz czułem jak spinają się jej mięśnie. Trwaliśmy w uścisku jakieś dobre 10 minut, w ciszy, której żadne z nas nie miało ochoty przerywać. W końcu drobne ciałko dziewczyny poruszyło się, dając mi znak, że mogę już puścić. Tak też zrobiłem, lecz z wielkim ociąganiem. Nie chciałem jej puszczać. Jej włosy pachniały tanim szamponem do włosów, ale było to urocze.
Szatynka usiadła po turecku, odsłaniając przy tym przez przypadek nagie nogi. Od razu przykryła je długą koszulą nocną. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
Błagam - odezwij się! Błagam, błagam, błagam...
Kilka ostatnich łez, spłynęło po jej twarzy. Wytarła je dłonią, spuszczając wzrok na swoje ukryte kolana. Cisza dźwięczała w uszach. Zasłonięte rolety, nie dawały dotrzeć promykom słońca do pomieszczenia.
Gdy już zupełnie straciłem nadzieję, na to, iż dziewczyna się odezwie, jej zachrypnięty głos zabrzmiał:
-Nie rozumiem..
Praktycznie podskoczyłem z zaskoczenia. Ta chwila w końcu nastąpiła! Usłyszałem Ją. Nareszcie. Wyprostowałem się na krzesełku.
-Ja też - zachichotałem ponuro.
Ponownie podniosła wzrok, lecz tym razem w jej spojrzeniu odkryłem.. smutek? Żal, rozpacz, CIERPIENIE.
-Po co tu przychodzisz? Sumienie nie daje Ci spokoju? Prawidłowo.
Oskarżający ton jej głosu, przeszył gęste powietrze. Kolejny kawałeczek mojego rozbitego serca - odpadł.
Szukałem odpowiedzi, która zniknęła w natłoku myśli.
-Nes, musisz mi wybaczyć - głos mi się załamał - Nie wyobrażasz sobie jak cierpię. Nie mogę wybaczyć sobie tego co się stało, przynajmniej ty to zrób. Potrzebuję tego. Jest mi z tym okropnie źle..
-Pieprzony egoista - syknęła, patrząc prosto na mnie - Wyjdź. Nie wracaj. Nigdy więcej.
Położyła się i zamknęła oczy, dając do zrozumienia, iż to koniec naszej ''rozmowy''.
Nie mogąc nic z siebie wykrztusić wyszedłem.

Nie rozumiem. Poprosiłem o wybaczenie. Dlaczego potraktowała mnie tak ostro?
Przejechałem żyletką po palcu, patrząc jak powoli wypływa z niego kilka kropel krwi.
Co jeszcze mam zrobić?
Następnie zbliżyłem ostrze do nadgarstka, gdzie wykonałem głębokie cięcie. Strumyczek krwi, wypłynął i trafił na podłogę.
Za każdym razem, gdy zamykam oczy
Otacza mnie mroczny raj 
Nikt nie może się z tobą równać 

(...)
Tylko że ciebie tutaj nie ma
Jesteś jedynie w moich snach
Dzisiejszej nocy


***
Mam nadzieję, że się podoba :)))
bardzo, serdecznie dziękuję wam za te miłe i motywujące komentarze!
+
moje opowiadanie nie będzie takie jak inne - bajką.
więc jeśli nie lubisz takich ''smętnych'' tekstów to TO nie dla Ciebie ;)
całuski, do następnego! <3

CZYTASZ? KOMENTUJESZ!


wtorek, 6 maja 2014

Chapter 12


-To nie tak jak myślisz, Nes..
Chris szybko odskoczył od Angeliny, po czym chwycił mnie za rękę, z przepraszającym wzrokiem.
Gwałtownie wyrwałam swoją dłoń. Oczy mnie zapiekły, lecz nie chciałam dawać mu satysfakcji z moich łez. Ani JEJ. Zmierzyłam obojga wzrokiem, po czym krzyknęłam, z łamiącym się głosem:
-Idźcie do diabła!
Wybiegłam z ogrodu, na ulicę, nie patrząc na cokolwiek.. wprost na samochód.


Justin's POV

Skierowałem się tam gdzie Ona pobiegła. Niestety nie mogłem być równie szybki jak ona, ponieważ zbyt mocno kręciło mi się w głowie, od nadmiaru alkoholu. Szedłem wolnym, chwiejnym krokiem. Gdy byłem już przy bramie, zauważyłem tłum ludzi na ulicy. Zrobiło się niezłe zbiorowisko. Wszyscy krzyczeli, telefonowali. Z daleka słychać było syreny pogotowia. Jak najszybszym krokiem, na który było mnie stać, podszedłem do centrum zbiorowiska. Przepchałem się na sam przód, ciekaw co się stało.
Na ten widok mnie zmroziło. 
Na środku jezdni leżała nieprzytomna Agnes, z rany na jej głowie ciekła ciemna krew. Latarnie, które oświecały obraz, dodały temu jeszcze straszniejszy wygląd. 
Nie mogąc się powstrzymać, zaraz znalazłem się obok. 
Za jej rękę trzymała ją jakaś dziewczyna, a za drugą ten cały CHRIS. Uklęknąłem przy ciele, próbując jakoś pomóc. Sprawdziłem puls - ledwo wyczuwalny.
Cicho jęknąłem, a po chwili kilka łez pociekło z moich oczu. Otarłem je wolną dłonią, druga cały czas spoczywała na Jej ramieniu. Mimo mnóstwa krzyków, ja słyszałem tylko syreny. Wpatrywałem się w jej zamknięte oczy, w strumyk gorącej krwi, która powoli zdobiła asfalt. Jej ciało było już całkiem zimne. Jak kamień. Czas zdawał się lecieć, a nic się nie działo.
Dopiero po kilku dłuższych, jak mi się wydawało chwilach, pomoc nadjechała. Odsunęli mnie od niej, podnieśli jej drobne ciało i.. znikła. 
Odjechali z piskiem opon, zostawiając po sobie tylko hałas syren. 
Wkoło słychać było szlochy i niemrawe szepty. 
Nagle wszystko straciło sens. Mój sens. Sens mojego życia. Zniknął. 


Zaparkowałem auto na szpitalnym parkingu. Wyskoczyłem z auta, niosąc ze sobą pojemnik z ciastem czekoladowym do mojej mamy. Szedłem do Niej. Znowu. Jak co dzień. 
Dlaczego? Nie umiem tego wyjaśnić. Czuję się winny, za to co się stało.., ale też nie mogę ukrywać, że moje uczucie się zmieniło. Już nie jest tak jak wcześniej, ''przyjaźń'', której nie było. Teraz Jej nie zawiodę! Nie pozwolę na to, by jeszcze choćby raz uroniła przeze mnie łzę. 
Zapukałem w drzwi, do pokoju. Otwarłem je, choć nie usłyszałem odpowiedzi. Jak zwykle. 
Agnes nie odezwała się ani słowem do kogokolwiek, od przebudzenia po wypadku. 
Lekarze nie umieją tego wytłumaczyć. Mówią, że to jakiś szok po urazowy, lecz jestem pewien, że to nie o to chodzi. To nic, będę cierpliwie czekał. Może pewnego dnia.. w końcu przemówi. Mam nadzieję. 
-Hej Nes - przywitałem się wesoło z dziewczyną, która nawet nie uraczyła mnie wzrokiem. Skupiona była na ścianie. Słyszycie jak to brzmi? - Mam coś dla Ciebie! To od mojej mamy.
Otworzyłem pudełko, po czym wyjąłem z niego kawałek ciasta i położyłem na białym talerzyku, na małej, metalowej komodzie. Zero odzewu. Kompletne NIC. 
-Jak się dziś czujesz? Może miałabyś ochotę na mały spacerek na wózku? Jest taka piękna pogoda! Powoziłbym Cię po parku, gdzie chcesz.
Usiadłem na plastikowym krzesełku, przy łóżku. Westchnąłem, przyglądając się jej bladej twarzy. 
Jej oczy koloru szmaragdu, nabrały wyrazistości. Włosy, skrócone do uszu, nie były takie lśniące, jak dawniej. Mimo to, mimo wszystko, Nes była piękna. Nie można było temu zaprzeczyć. 
Uśmiechnąłem się na te myśl. 
Wtedy, dziewczyna odwróciła wzrok, który w końcu spoczął na mnie. Zaschło mi w gardle.
To się nie zdarzało. Nie od czasu.. no wiecie.
Przełknąłem głośno ślinę, nerwowo bawiąc się palcami. 
Jej spojrzenie.. nie wyrażało żadnych, kompletnie ŻADNYCH emocji. To było jak cios w serce.
Po chwili ponownie wróciła do oglądania ściany.
-Jeśli nie masz ochoty na moje towarzystwo, mogę wyjść - nawet nie wiecie, jak trudno było mi to powiedzieć. Próbowałem jednak tego nie okazywać.
Szatynka nie odpowiedziała. Mimo, że spodziewałem się takiej ''reakcji'', po raz drugi w ciągu kilku minut, poczułem jakbym dostał z otwartej ręki. 
Nie czekając dłużej, wstałem i wyszedłem, zostawiając pokój w beznamiętnej ciszy. 
Miałem ochotę się rozpłakać. Nie, nie, uderzyć coś, lub kogoś. Chciałem krzyczeć. Krzyczeć o tym jak mnie to boli. O tym, że ja też mam serce, uczucia, które Ty tak często ranisz! 
Słowa ranią. Cisza jeszcze bardziej.

***
przepraszam, że tak długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale nie wiedziałam, jak się za niego zabrać.
mam nadzieję, że się podoba :)
+
JEŚLI CZYTASZ, KOMENTUJ! 
PROSZĘ, TO DLA MNIE BARDZO WIELE ZNACZY. 
<3





piątek, 25 kwietnia 2014

Chapter 11



*7 miesięcy później*

-Nie mogę w to uwierzyć! Jejku, ty już jesteś stara dupa, mała! - pisnęła Angelina. 
Odwzajemniłam uśmiech, przeglądając kolejną sukienkę.
Dzisiaj mam urodziny. Osiemnaste. 
Nie mogę w to uwierzyć! Jeszcze tak niedawno temu skakałam w pieluchach po domu. 
Ponownie uśmiechnęłam na tę myśl.
-Wczoraj dopięłam wszystko na ostatni guzik skarbie, załatwione! Impreza będzie po prostu i d e a l n a!
Zachichotałyśmy cicho, po czym ruszyłyśmy do przebieralni, by przymierzyć wybrane sukienki.

-I jak? - zapytałam, wychodząc z małej komórki, stając przed Angel. Zrobiłam pozę ''modelki'', po czym obydwie się zaśmiałyśmy.
Sukienka była miętowa, do połowy ud, z koronka przy dekolcie. Ładnie opinała mi moje krągłości.
-Jest okej.. - zamyśliła się, lustrując mnie wzrokiem - Ale na pewno znajdzie się lepsza.
Pokazała mi ruchem dłoni, bym z powrotem udała do mojej ''klitki''.

Gdy wróciłam do domu, było kilka minut po 16. Impreza zaczynała się o 20, więc miałam jeszcze trochę czasu. Włączyłam komputer i zajrzałam na Facebook'a. Dostałam miliony wiadomości z życzeniami urodzinowymi, oraz potwierdzeniami przyjścia na imprezę.
Nagle zauważyłam zieloną kropkę, oznaczająca bycie on-line przy nazwisku, którego bym się nie spodziewała.
Wesley.
Serce zabiło mi szybciej, szybko wstukałam wiadomość do komunikatora i wysłałam.


Wróciłaś? Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? :( 
Nieważne.. :)
Straaasznie się za Tobą stęskniłam kochanie, mam nadzieję na spotkanie!
Dziś są moje urodziny (pewnie wiesz) i mam imprezkę! U mnie.
Jeśli masz ochotę i czujesz się na siłach to wpadaj! 
Całuski <3 
Do zobaczenia! 

Wyłączyłam komputer cała w skowronkach. Alice! Wróciła! JEEJ!
Roześmiałam się, co musiało dość dziwnie wyglądać bo byłam sama. Klapnęłam na łóżko i westchnęłam.
Jakie to życie jest piękne.. pomyślałam.

Nie chwal dnia, przed zachodem słońca...





Stanęłam przed lustrem. Idealnie.
Przejechałam dłonią po świeżo ułożonych i wysprejowanych. Mimo to, że ostatnio w moim życiu trochę się zdarzyło, nie zamierzam teraz się tym zamartwiać.
Justina nie będzie.
Z resztą.. pewnie zapomniał.
Agnes! Zapomnij o nim. Nie dzisiaj. Dziś jest TWÓJ dzień. Skarciłam się w duchu.
Uśmiechnęłam się do lusterka, próbując wrócić sobie utracony dobry nastrój. Niestety, na marne.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek: 19:13.

-Hej kochana! - cmoknęła mnie w policzek Angelina - Wyglądasz bosko, ale pewnie o tym wiesz - mrugnęła.
-Ty też skarbie - uśmiechnęłam się szeroko, zapominając o Justinie.
Angelina ubrana była w czerwoną, obcisłą sukienkę, do połowy ud, prostą. Do tego zawiesiła sobie dwa złote wisiorki, oraz założyła ogromne szpilki.
Wpuściłam ją do środka. Weszłyśmy do kuchni, gdzie znajdowały się wszelkiego rodzaju alkohole, fastfoody, smakołyki itp.
Szatynka nalała nam po kieliszku wódki, po czym podała mi moją ''porcję''.
-Pij, to na rozgrzanie - mrugnęła, z uśmiechem.
Szybko łyknęłam napój, ciecz spłynęła, wywołując przyjemne pieczenie w gardle.
-Wszystkiego najlepszego, mała - powiedziała, po czym nalała następną kolejkę.

-Jak się bawisz? - zagadnęła mnie przyjaciółka, podczas gdy przedzierałyśmy się przez tłum nastolatków, próbując dotrzeć do ''centrum spotkania'', bym mogła zdmuchnąć świeczki.
-W porządku - odparłam.
Nie miałam pojęcia, że aż tyle osób przyjdzie. Było mi bardzo miło, że wszyscy pamiętali.
W końcu dotarłyśmy na miejsce.
-Ej ludzie! - wydarła się moja towarzyszka - Teraz nasza solenizantka będzie dmuchać! Nie, nie w alkomat - zachichotała, odpowiadając na pytanie, które dobiegło z tłumu.
Dumnie uniosłam głowę, to była moja chwila.
Wszyscy zaczęli zgodnie krzyczeć, bym dmuchała.
Szybko pomyślałam życzenie:
Żeby Alice się tu zjawiła i wszystko było tak jak dawniej... i.. z resztą.. nic.

-Wyglądasz cudownie - szepnął Chris, przygryzając płatek mojego ucha. Dreszczyk podniecenia przeleciał przez moje ciało.
Spojrzałam na niego ponętnie.
Zaczęliśmy się całować. Bardzo. Namiętnie.
Kieszeń Chrisa zaczęła wibrować.
Westchnęłam ciężko, pozwalając podnieceniu ulotnić się z ciała, gdy odkleiłam się od niego.
Chłopak wysłał mi przepraszające spojrzenie, po czym ulotnił się by odebrać.

Krążyłam po ogródku, naiwnie szukając choć chwili ciszy. Głowa pulsowała mi nieprzyjemnie, od alkoholu i głośnej muzyki. Mam nadzieję, że sąsiedzi będą tak wyrozumiali i nie zadzwonią na policję.
Usiadłam na trawie i zamknęłam oczy.
-Nigdy nie byłaś typem imprezowiczki.
Błyskawicznie wstałam, gotowa do walki. Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko zobaczyłam mojego rozmówcę.
-Co ty tu robisz? - zmrużyłam oczy.
-Jak to co? - wyszczerzył się bezczelnie - Przyszedłem na imprezę mojej przyjaciółki.
-Chyba sobie kpisz kolego - prychnęłam - Przyjaciela to ty masz w spodniach.
Roześmiał się głośno.
-Możesz go poznać. Lubię gdy moi przyjaciele się znają.
-Jesteś bezczelny! Zejdź mi z oczu, oraz wyjdź z mojej posesji.
Justin był już nieźle wstawiony, bo nie okazał nawet grama strachu. Nie przejął się moim rozkazem. Podszedł kilka kroków.
-Cieszę się, że jesteś już pełnoletnia. Mogliby mnie wsadzić do pudła - mrugnął, wyszczerzony, po czym gwałtownie wpił mi się w usta.
Zebrałam wszystkie swoje siły i odepchnęłam go, z obrzydzeniem.
-Zostaw mnie! Nie waż się mnie dotknąć, bo pożałujesz śmieciu!
Ponownie roześmiał się kpiąco.
-Nie udawaj takiej cnotki kochanie.
Wybiegłam z ogrodu, chcąc jak najszybciej się gdzieś schować.
Wpadłam na kogoś. Na jakąś parę. Całującą się.
-Prze..
Wybałuszyłam oczy.
-Chris?! Angelina?!

Nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
Właśnie wyjrzał księżyc.

***
mam nadzieje, że się podoba
kochani nie będzie mnie tydzień, wiec będzie malutka przerwa w rozdziałach.
przepraszam :)))
widzimy sie za tydzień misie <3


niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 10

Kosz zapełnił się zgniecionym kartkami, pełnymi słów. Niestety żadne słowa, ie potrafiły wyrazić tego co czuję. No bo co miałam napisać?
Dzięki za list, faktycznie było mi przykro, ale już jest okej, wybaczam Ci Justin. Buziaki, Nes.
Raczej nie!
Nienawidzę Cię, nie odzywaj się do mnie, idę się zabić. Żegnaj, Agnes.
Kategorycznie, NIE!
Miałam zupełną pustkę w głowie. Walnęłam pięścią w biurko, po czym rzuciłam się na łóżku, głową w dół.

Po 15 minutach leżenia dostałam olśnienia. Szybko zabrałam się do pracy. 

Justinie,
popełniłeś wielki błąd. 
Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.
Nie potrafię zapomnieć o tym, jak duży ból mi sprawiłeś, swym nagłym odejściem.
Przykro mi, lecz nie dam rady spotykać się z Tobą, patrzeć Ci w oczy, śmiać, rozmawiać, udawać, że nic się nie wydarzyło. Zbyt dużo by mnie to kosztowało. 
Może wydać Ci się to śmieszne, lecz wtedy gdy mnie pocałowałeś..
wtedy byłam gotowa.
Poczułam, że burzysz ścianę, pomiędzy nami.
Niestety moje uczucie wygasło, dzięki Twemu wyjazdowi. 
Proszę, abyś już mnie nie nachodził, nie pisał, nie dzwonił. 
Najlepiej usuń mój numer z listy kontaktów, z głowy też.
Nasza przyjaźń.. już jej nie ma.
To koniec.

Agnes.

I jak na zawołanie: pociekły łzy. Kilka z nich naznaczyło kartkę, lecz zignorowałam to.
Podsunęłam list pod drzwi, by (jeśli w ogóle jeszcze się tu zjawi) mógł odczytać mą odpowiedź.
Wcale nie było mi łatwo, ba! bardzo ciężko. Nie chciałam tego zakańczać, lecz uznałam, że to musi się stać. 
Nie mamy szans.

Nie dostałam odpowiedzi, a minęły już 24 h. Tak, wiem, że napisałam mu, by się odczepił i tak dalej, ale nie sądziłam, że mnie posłucha! Przecież zawsze tak jest, że jeśli dziewczyna czegoś nie chcę (a przynajmniej tak mówi) to tego chcę. No w większości wypadków.
Co ja w ogóle mówię?! Postawiłam sprawę jasno, a teraz zachowuję się jak dziecko.
W końcu nie wytrzymałam. Musiałam się z nim zobaczyć. Natychmiast.
Dlaczego?
Przecież to był mój przyjaciel! To on pierwszy przełamał barierę.
Pierwsza łza.
Dzięki niemu zaczęłam ''coś'' czuć.
Druga.
Wiem, to śmieszne. On ma dziewczynę. Nie czuje do mnie nic, poza ''przyjacielską miłością'' (jeśli takie coś  w ogóle istnieje). A może jemu po prostu jest mnie żal i robi mi łaskę, przepraszając. Może tak na prawdę ma mnie i moje uczucia głęboko w poszanowaniu?
Ósma.
Nie! to niemożliwe. On taki nie jest. Choć.. te siedem miesięcy. Mógł się zmienić.
Wodospad.
Chwila! Ja go praktycznie w ogóle nie znałam przed jego wyjazdem! Może tak naprawdę, zawsze taki był, tylko nie zauważyłam?

Zapukałam do wielkich drzwi.
Nic.
Jeszcze raz, trochę głośniej.
Nadal cisza.
Nacisnęłam złotą klamkę, z nadzieją, że nie wszystko stracone.
Zaśmiałam się pod nosem, gdy drzwi nie drgnęły. Co ja sobie myślałam? Że otworzą się, jak w filmie?
Usiadłam na huśtawce na ich podwórku. Chyba nie będą mieli za złe, jeśli tu na nich poczekam. Na niego.
Rozejrzałam się wokół. Przyznam, że ogród mieli tak samo piękny, jak dom. Jak wszystko.
Ona jest idealna. Nie tak jak ja..
On jest idealny.
Pasują do siebie.
Co mu po takiej zwykłej MNIE?
Nagle usłyszałam urywki jakiejś rozmowy. Ktoś się zbliża.
Zerwałam się z huśtawki, pobiegłam ukryć za domem, by móc podsłuchać kto idzie.
-Kochanie, nie życzę sobie żebyś się z nią widywał. Patrz co ona z tobą robi, jesteś zamyślony i w ogóle mnie nie słuchasz! - głos Kate. To na pewno ona, już ja poznam głos tej krowy.
-Nie spotkałem się z nią, ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać? - a to on. We własnej osobie.
Nie wytrzymałam i wychyliłam się lekko, by go zobaczyć.
Miał na sobie białą koszulkę, spodnie z krokiem do kolan, białe supry i snapbacka.
Mmm.. jak zwykle, czarująco przystojny.
-Nie obchodzi mnie jaki to był rodzaj kontaktu. Nie chcę, nie życzę sobie byś się z nią widywał. Chcę mieć cię tylko dla siebie - teraz obleśnie wpiła mu się w usta - Obiecasz?
-Mm.. yhy.. obiecuję, że już nigdy nie spotkam się z Agnes.
Zamarłam. CO?!
Poczułam suchość w gardle i to, że oczy mnie pieką.
Upadłam.
A potem tylko.. CIEMNOŚĆ.

***
wiem, że do bani.
ale słucham sb smętnej muzyczki i takie są skutki ;))
mam nadzieję, że nie zraziłam was tym rozdziałem.
przepraszam za dłuższą nieobecność, ale nie miałam kiedy napisać.
+
dzisiaj mam urodziny :))
tak tylko wspomnę ;)


wtorek, 15 kwietnia 2014

Chapter 9

Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy, 
dwóch tych samych pocałunków, 
dwóch jednakich spojrzeń w oczy. 


Minęły dni, miesiące, od naszego ostatniego spotkania. Od tej nieszczęsnej kolacji, która wywróciła moje, ale i twoje życie do góry nogami. Nie potrafię teraz spojrzeć Ci w oczy. Nie potrafię powiedzieć tego niby zwykłego ''cześć''. Wszystko się zmieniło. My się zmieniliśmy.

-Cieszysz się? - wyrwał mnie z namysłu mój chłopak. Brunet o pięknej budowie, Chris.
Stałam przed nim. Przed Justinem, który wyglądał teraz zupełnie inaczej niż te siedem miesięcy temu. Tak to prawda, nie widzieliśmy się tyle czasu. Szmat czasu.
Kate chciała ''przygody'', więc wybrali się na rejs po świecie. W ten sam sposób zostawiając mnie samą, samotną. 
-Nie cieszę się - odparłam sucho - Nie cieszy mnie nic, co z nim związane - warknęłam, do Chrisa tak jakby Justina tu w ogóle nie było, po czym pociągnęłam go za rękę.
-Nes! Spokojnie, coś się stało? - zapytał Bieber. 
Byłam tak wściekła, że bałam się, iż dym zaraz będzie wylatywał uszami. Za to, że mnie opuścił. Za to, że wybrał Kate. Za to, że nie odzywał się do mnie przez bite siedem miesięcy. Za to, że teraz nagle zjawia się i wymaga ode mnie super, wesołego powitania. Łzy zebrały mi się w oczach. 
-Nie mów tak do mnie! Nie możesz! Nie pozwalam Ci! - krzyknęłam, wypuszczając furie z ciała - Nie chcę Cię widzieć, przez resztę mojego życia. Chcę, żebyś zniknął, tak jak zrobiłeś to wcześniej. Tym razem an zawsze.
Zaakcentowałam ostatnie słowa, puściłam dłoń Chrisa i uciekłam. 

Przebiegłam zadziwiająco duży kawałek. Gdy w końcu stanęłam, ponieważ nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, usiadłam na chodniku (nie było żadnej ławki w pobliżu).
Miarowo łapałam oddech, by w końcu głęboko westchnąć.
Wtedy gdy już zaczynało się układać. Gdy JA zaczynałam wierzyć, że może jednak ''MIŁOŚĆ'' ma jakiś sens, pojawił się on. A od niego wszystko się zaczęło! To on mnie wtedy pocałował. Sprawił, że w pewien sposób, się zaangażowałam. Lecz on nie zdążył się już o tym dowiedzieć, bo zniknął za oceanem.
Zaczynam płakać. Nie tak jak wcześniej. Teraz mój szloch przypomina wycie. Poważnie.
Nie mam czasu, zastanawiać się, jak dziwnie to wygląda. 
Chcę pobyć sama.

Przez następne kilka dni Justin nieugięcie próbuje się ze mną skontaktować. Jednak ja nie zamierzam zamienić z nim słowa. Wytrzymał bez jakiegokolwiek kontaktu ze mną przez te siedem miesięcy, więc dlaczego teraz nagle się tak za mną ''stęsknił''?
Pewnego dnia, gdy myślę, że dał już sobie spokój, znajduję wsuniętą pod drzwi kartkę.
Jest to list. Od razu wiem kto jest nadawcą. 
Już mam go wyrzucić, gdy dostrzegam kilka słów, które mnie od tego powstrzymują.
Bijąc się z ciekawością, przegrywam. Rozwijam kartkę.

Droga Agnes,
jeśli w ogóle przeczytasz ten list, to wiedz, że ogromnie Cię przepraszam.
Jest mi bardzo przykro, że tak się zachowałem. 
Przepraszam, myślałem, że tak będzie lepiej. Sama mówiłaś, że nie chcesz się mieszać w związki. 
Nie chciałem utrudniać Ci życia. Wybacz mi.
Jesteś, byłaś i będziesz dla mnie ważna. 
Uwierz, że chciałem do Ciebie zatelefonować, odezwać się, lecz bałem, że mnie odrzucisz.
Jednak to okazało się nieuniknione.
Przepraszam.

Justin. 

Łzy ciekną mi po twarzy. Coś we mnie pęka.
Biorę szybko kartkę i długopis, piszę. Nie mogę zostawić tego bez odpowiedzi. Po prostu nie dam rady, nie jestem taka.

***
długo myślałam, jakby tu was zaskoczyć
nie wiem czy mi się udało, wy mi powiedzcie :)))
udało się?
+
dziękuję wam bardzo za te miłe słowa! 
to mega motywacja <3