poniedziałek, 31 marca 2014

Chapter 4

Jego ręka. Jego nadgarstek, cały pokryty był grubymi cięciami. Wyglądało to obrzydliwie.
Odskoczyłam ze wstrętem, a on od razu skrył ją w głębokiej kieszeni i spuścił głowę.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
Coś typu: ej, gościu! czemu się tniesz?
Czy może lepiej: nie martw się, pomogę Ci.
Żadne z tych tekstów, nie były w moim stylu. Nie potrafiłam tak prosto z mostu, ale nie byłam też typem, jakiegoś wrażliwca, co bym tam zaczęła płakać razem z nim, czy coś. O nie!
Stałam lekko zgarbiona, nie mogąc odważyć spojrzeć mu w oczy. Justin również nie miał nic do powiedzenia.
Słońce zaczęło, powolutku znikać za horyzontem, nie chciałam tu dłużej zostać. Chciałam wrócić do domu. Teraz. Natychmiast!
-Wracajmy - powiedziałam cicho, lecz stanowczo.

Wysiadłam z samochodu bez słowa. Nie miałam pojęcia co ma powiedzieć. Podziękować, czy może zacząć przesłuchanie. Od razu gdy opuściłam jego brykę, pojazd szybko odjechał.
Nie tak miało się to skończyć.
Weszłam do domu, gdzie panowała totalna cisza. Nic dziwnego, moja mama była przecież dzisiaj na nocnym dyżurze w szpitalu, a tata.. w Afganistanie. Długa historia.
Odłożyłam kluczyki na kredensie, rozebrałam buty.
Pierwsze co zrobiłam, to oczywiście zajrzałam do lodówki, skąd wyciągnęłam jogurt naturalny. Z półki wyjęłam płatki musli i łyżkę. Przygotowałam sobie mój ulubiony posiłek, który moja mama nazywa ''paszą''.
Cóż mogę poradzić, że nie przepadam za bardzo za mięsem? Nie jestem wegetarianką, ale po prostu jem go bardzo mało. Tak samo nie cierpię tych, różności odgrzewanych w mikrofali, np. pizza, lasagne.
Jeśli mam już zjeść fastfooda, to takiego porządnego, a nie jakieś zamrażane ''gówienka''.
Mój tok myślenia.

Położyłam się wygodnie na łóżku, owinęłam kocem, niczym kolorowa poczwarka. Włączyłam TV, w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi. Dzisiaj piątek, więc wszędzie muszą być jak zasrane komedie romantyczne. Przepraszam za słownictwo.
W końcu, zmęczona ciągłym przyciskaniem guzika ''dalej' na pilocie, dałam się porwać jakiemuś bezsensownemu filmowi.

-Nie! Nie rób tego - chlipałam głośno - Ona cię kocha!
Najwidoczniej KAŻDA kobieta ma w sobie ten sentyment do tego typu filmów. To mnie przeraża.
Na ekranie własnie, jakiś gościu próbował popełnić samobójstwo. Na jakimś tam moście, w deszczu. Nagle BARDZO NIESPODZIEWANIE, na miejsce wtargnęła kobieta jego życia, krzycząc, że go kocha. Podbiegli do siebie i zaczęli się zachłannie całować, tak jakby to miał być ich ostatni dzień.
Westchnęłam.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek: 22:34.
Zwlekłam się z ciepłego wyrka, będąc ciekawą kto przychodzi do mnie o tak.. dość.. dziwnej porze.
Otworzyłam drzwi, a przede mną ukazał się nie kto inny, jak Justin. Kapała z niego woda. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie tylko w filmie padał deszcz. Nie zauważyłam samochodu. Musiał tu przyjść na nogach, to wyjaśnia sprawę jego ''mokrości''.
Miał przyklepane włosy, tak jak nigdy. Zawsze miał je perfekcyjnie postawione.
Zaprosiłam go gestem ręki do środka.

-Zrobić ci herbaty? - zapytałam uprzejmie, widząc jak się trzęsie.
Siedział na fotelu, w moim pokoju, szczelnie owinięty grubym kocem. Choć zarzekał się, że tego ''nie potrzebuje'. Wydawał mi się wtedy taki.. uroczy, bezbronny.
Zupełnie inaczej niż w rzeczywistości.
Skinął głową.

-Proszę - podałam mu parujący kubek, pełen gorącej herbaty z cytryną - Rozgrzejesz się.
Uśmiechnął się do mnie w podzięce. Zrobiło mi się ciepło na sercu, widząc jak łyka, ostrożnie ciepłą ciecz.
-Zgaduję, że przyszedłeś tu by porozmawiać o tym co dzisiaj zobaczyłam.
Ponownie skinął głową, przybierając poważną minę.
-No więc słucham - usiadłam na brzegu łóżka.
Jednak po mimo upływu kilku minut, nic nie powiedział.
-Dlaczego to robisz? - przejęłam inicjatywę.
Jego wzrok wylądował na swoich stopach.
Westchnęłam ciężko.
-Justin wiem, że to nie musi być łatwe, ale jestem tu by cię wysłuchać. Ty jesteś tu, bym mogła ci pomóc. Proszę nie bój się, jestem twoją przyjaciółką, możesz mi powiedzieć wszystko - przełamałam barierę. Nawet nie wiecie ile mnie to kosztowało - Zrozumiem.
Spojrzał na mnie oszołomiony. Uśmiechnęłam się pocieszająco.

-Chodzi o dziewczynę.. - w końcu i on przełamał lody - Lily - tak ma na imię - wziął głęboki oddech, wciąż na mnie nie patrząc - Kocham ją całym sercem. Kochałem od pierwszego spotkania i nadal kocham. Nie potrafię przestać. Ona.. wyjechała do Francji, na studia. Szkoli się na projektantkę, to było jej marzenie od zawsze. Gdy dostała to stypendium.. nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszyła. To po protu spełnienie marzeń.. - załamał mu się głos, lecz kontynuował - Niestety, ten wyjazd wiązał się też z długą rozłąką - 2 lata. Lily uznała, że to nie ma sensu. Że tam, we Francji na pewno spotka kogoś, nie może być przecież samotna, cały ten czas - na jego policzku pojawiła się łza - Zadecydowała za nas dwojga.. i już jej nie ma.

Wpatrywałam się w ścianę, próbując wymyślić jakieś pocieszenie, czy coś, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Przejechał się na tak zwanej ''miłości''. To nigdy nie wróży nic dobrego.
-Nie możesz t e g o robić, to nic nie pomoże - szepnęłam.
-Właśnie, że tak. Gdy zadaję sobie ból fizyczny, zapominam o tym psychicznym..
-Tylko na chwilę - powiedziałam głośniej.
-Przynajmniej chwilę.

Justin usnął na moich kolanach, podczas gdy głaskałam go po głowię. Zrobiło mi się go cholernie żal, mimo, że nie wierzyłam w to abstrakcyjne uczucie.
Pewnie dużo go kosztowało, powiedzieć mi to wszystko. Cieszę się, że mi zaufał. Jak przyjaciel, przyjacielowi.
Była 2 w nocy, a ja nadal nie spałam. Rozmyślałam o tym, jak mu pomóc. Przecież nie mogę mu rozkazać, by tego nie robił.
1. I tak by mnie nie posłuchał.
2. On potrzebuję pomocy i troski, a nie rozkazów.
Miał takie miękkie włosy, już suche. Pachniały tak przyjemnie.. miętą. Oddychał równomiernie, co jakiś czas się poruszając. Jeszcze nigdy nie znajdowałam się w TAKIEJ sytuacji. Jak się czułam? Na pewno przyjemnie.

Obudził mnie ''trzask'' drzwi frontowych.
Mama przyszła pomyślałam.
Rozprostowałam się i zorientowałam, że chłopak zniknął.
Poczułam, lekkie, mikroskopijne, ukłucie w sercu. Poszłam do łazienki, by chlusnąć sobie w twarz zimną wodą.
Gdy wróciłam znalazłam karteczkę zostawiona na biurku.



***
:)
pisałam go 2 godziny.... masakra :D
dzięki za wasze miłe opinie! :*
+
jak podoba wam się sytuacja pomiędzy Agnes i Justinem?
a historia Jusa?


niedziela, 30 marca 2014

Chapter 3

-Spieszę się - mruknęłam.
-Nie zbywaj mnie - zrobił smutną minkę.
-Mówię serio..
-A przygotowałem dla Ciebie taką, fajną niespodziankę! - uśmiechnął, się jeszcze szerzej - Ale jak widać, ona będzie musiała poczekać.. - wzruszył ramionami, po czym odwrócił się na pięcie.

-Gdzie mnie wieziesz? - zapytałam, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Wyjrzałam przez okno, z nadzieją, że może zobaczę coś znajomego, niestety na nic się to nie zdało.
-Niby z ciebie taki kujonik, a nie wiesz co to NIESPODZIANKA - uśmiechnął się.
-Ja kujon?! - obruszyłam się - Skąd ty to możesz wiedzieć?
-Wyglądasz na taką - mrugnął do mnie, z szelmowskim uśmiechem.
Głośno prychnęłam.
Zlustrowałam swój ubiór, od góry do dołu. Wcale nie był zły! A już na pewno nie dla ''kujonów''!
Co on sobie w ogóle myśli? Założyłam ręce na piersi i odwróciłam głowę z w drugą stronę. Tak, by zobaczył, że nie obchodzi mnie jego zdanie.
Chłopak oderwał na chwilę wzrok od jezdni i spojrzał na mnie. Zachichotał pod nosem, kręcąc głową.
Przez resztę drogi, ŻADNE z nas nie odezwało się ani razu.

Samochód wreszcie zaparkował. W jakimś LESIE.
Boże, gdzie on mnie wywiózł?! A może to jakiś zboczeniec? pomyślałam.
Justin musiał zauważyć moją zdziwioną, a zarazem zmartwioną minę, bo powiedział:
-Spokojnie, to tylko tak wygląda z zewnątrz.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Weszliśmy w sam środek. Jak on ty odnalazł jakąkolwiek drogę? Ja zabłądziłabym już przy pierwszych dwóch krokach.

W końcu po 5-minutowej przechadzce wśród drzew, dotarliśmy do celu. Moim oczom ukazało się przepiękne jezioro. Zielona trawa - jakiej nie można było spotkać w mieście. Kwiaty, tu i tam.
Jak w niebie. Dodatkowo, słońce przyjemnie pieściło skórę i dodawało uroku temu miejscu.
-Ojejku, Justin! - spojrzałam na niego, z rozdziawioną w uśmiechu buzią. To było najcudowniejsze miejsce, jakie w życiu widziałam. Poważnie!
-Wiedziałem, że Ci się spodoba.
-Skąd znowu?
-Na taką wyglądasz - roześmiał się.

-Jak je znalazłeś?
Leżeliśmy na miękkiej, bujnej trawie, wpatrzeni w małe, białe chmurki. Coraz bardziej podobała mi się nasza znajomość. Może jednak nie przypadkiem, los sprowadził go na mnie? Może całkiem nie przypadkiem, wtedy mnie znalazł. Może to jakieś przeznaczenie?
NIE! Co ja w ogóle wygaduję?! Nie wierzę, w nic takiego. To do mnie nie podobne.
-Przypadkiem - odparł krótko, jakby próbując uniknąć tematu.
Tak więc nie pytałam więcej.

-Masz ochotę na małą kąpiel?
Otworzyłam sennie oczy. Chyba się troszkę zdrzemnęłam.
Justin stał nade mną, zakrywając ciepłe promyki słońca.
Zdałam sobie sprawę, że jest mi troszkę za CIEPŁO. Cały czas leżałam na słońcu w takim ubraniu?
Pewnie wyglądałam teraz jak spocona mysz.
-W sumie.., ale nie mam kostiumu, ani nic..
-W bieliźnie też można - mrugnął do mnie - Szybciutko, Nes!
Robiąc się coraz bardziej czerwona (i to nie z gorąca), zaczęłam powoli ściągać spodnie, potem koszulkę.
W końcu stanęłam w samej bieliźnie przed chłopakiem, który był wyraźnie zadowolony z sytuacji.

-Bardzo głęboko? - zapytałam nieśmiało.
-Czyżbyś się bała? - podniósł jedną brew.
-No co ty!
Z największą gracją, na jaką było mnie stać, wskoczyłam na główkę do wody.
Moje ciało oblała przyjemnie, chłodna woda. Czułam przyśpieszone bicie serca, uśmiechnęłam się.
Gdy wyłoniłam się z wody, usłyszałam głośne klaskanie.
-Nie spodziewałem się, że jesteś taką dobrą pływaczką!
-No popatrz, a myślałam, że na taką wyglądam - uśmiechnęłam się zadziornie.
Zaczęłam płynąć ''żabką'' na drugi koniec jeziora.
Zupełnie zapomniałam, że jestem na wpół naga, a w dodatku, kilka metrów dalej jest On.
W sumie, to nawet nie robiło mi większej różnicy. Wiedziałam, że mogę czuć się przy nim swobodnie.
Jak przy przyjacielu, takim prawdziwym, ode serca. W końcu przyjaciół znajduje się w biedzie, prawda?
Przed oczami pojawiła mi się Alice. Przypomniałam sobie przykrą sytuację, pomiędzy nami.
Tak bardzo chciałabym żeby było tak jak dawniej! Żebyśmy znów były dla siebie jak siostry.
Uroniłam jedną łzę. Na szczęście Justin pływał gdzie indziej, więc nie mógł tego zauważyć.
Dałam nura do wody, pozwalając by ta, znikła.

-Wracaj moja pływaczko! - krzyknął z brzegu - Robi się zimno.
Posłusznie podpłynęłam do brzegu.
Chwyciłam dłoń Justina, by wyjść.
I wtedy TO zauważyłam.
- O boże, Justin!



***
Mam nadzieję, że się podobał :)
BAAARDZO dziękuję za komentarze na poprzednim rozdziale ;)
Dla was to może mało, ale dla mnie to na prawdę dużo! WIELKIE DZIĘKI :*
Jeśli widzicie u mnie jakieś błędy to piszcie! Przyjmuję krytykę.
Chcę się doskonalić, bo wiem, że mi do doskonałości jeszcze bardzo daleko!
+
jak myślicie, co zobaczyła Agnes?


wtorek, 25 marca 2014

Chapter 2

-Proszę Cię, Ali - przytrzymałam drzwi - Daj mi dosłownie 10 minut na wyjaśnienie i spadam.
W końcu po wielu staraniach, dziewczyna niechętnie wpuściła mnie do środka.
-Nie ma Twoich rodziców? - zapytałam, idąc za nią po schodach.
-Pojechali na zakupy - odparła sucho.
Cicho westchnęłam, po czym weszłam do jej pokoju i poczekałam, aż ta wygodnie usadowi się na łóżku.
Stanęłam na przeciwko niej i wzięłam głęboki oddech. Serce mi przyspieszyło, a ręce, które ścisnęłam w pięści, zaczęły się pocić.
-Posłuchaj, ja na prawdę chciałam tylko twojego dobra! Kochanie uwierz mi, że już nigdy nie będę się mieszać w twoje sercowe sprawy - wzięłam następny oddech - Wiem, że to co zrobiłam było okrutne i egoistyczne, ale wtedy myślałam, że robię dobrze, że robię to dla Ciebie. Teraz już wiem, że tak na prawdę zrobiłam to dla siebie, bo nie mogłam znieść tego, iż.. sprzeciwiłaś mi się - przełknęłam ślinę i spojrzałam ze smutnymi oczami na Alice - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Przepraszam.

Nastąpiła chwila ciszy. Zegar, który dostała ode mnie na dziesiąte urodziny, tykał niemiłosiernie powoli. Czułam jakby minęły wieki, aż w końcu Alice podniosła głowę, odchrząknęła i powiedziała, zupełnie lodowatym głosem:
-Myślisz, że jak tu przyjdziesz, przeprosisz, to coś zmienisz?
-Ali..
-Nie ma ALI! Zniszczyłaś najpiękniejszą rzecz jaka mnie w życiu spotkała. MIŁOŚĆ. Ty nie wiesz ile to znaczy, bo nigdy nikogo nie kochałaś. Jesteś wredną, zimną suką.
-To nie prawda! Ja to wszystko naprawię. Powiem twoim rodzicom, że Daniel to dobry chłopak, zobaczysz - uda się!
Blondynka chwilę patrzyła na ścianę, jakby skamieniała.
-Wyjdź stąd Agnes. Teraz. Natychmiast - warknęła nawet na mnie nie patrząc.

Zrobiłam tak jak kazałam, dodatkowo trzaskając za sobą drzwiami.
Wybiegłam z jej domu, niczym torpeda. Justin stał tam i czekał na mnie. Tak jak obiecał. Mimo to byłam zbyt zdenerwowana, by okazać jakąkolwiek wdzięczność.
Spojrzał na moje zapłakane oczy. O nic nie pytał. Przytulił mnie mocno, dodając otuchy.
-Zostaw mnie samą - wyszłam z jego uścisku, ocierając kolejne łzy.
-Nie ma mowy - pokręcił głową.
-To nie była prośba! - krzyknęłam, troszkę za głośno. Chłopak przygotował się do odpowiedzi, lecz ja byłam szybsza i zwiałam.




Dzisiaj to będzie mój pierwszy dzień w szkole, gdy nie mam u swego boku Alice.
Najgorszy. Dzień. Mojego. ŻYCIA.
Wstałam wcześnie rano. Włączyłam radio - by ożywić atmosferę i zajrzałam do szafy, z której wyciągnęłam skromny zestaw. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek ''szałowe'' stylizacje. Mój nadal kiepski humor, nie pozwalał mi na to. Najchętniej zostałabym w domu, przy kubku ciepłej herbaty. No, ale nie ma tak dobrze. Niestety.
Weszłam do łazienki, gdzie wykonałam podstawowe czynności, tj. wzięłam szybki prysznic, zrobiłam peeling twarzy, umalowałam się, ubrałam itp.
Wyszłam z domu, wcześniej zjadając miseczkę płatków musli z jogurtem. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę. Szłam w rytmie piosenki, czasem nawet nie zauważałam, że się bujałam!
Niebo przysłaniały szare chmury, ale przynajmniej nie padało.
Odetchnęłam chłodnym powietrzem.




Minęłam się z nią już 2 razy na korytarzu. Żadna z nas nie podjęła próby rozmowy, czy coś w tym stylu. Nic. Tak jak byśmy się nie znały. Jakbym była cieniem. Nic nie znaczącym cieniem. Po tylu latach przyjaźni, to ma być koniec? Przez jakąś głupią, szczeniacką ''miłość''?
Co to w ogóle jest miłość?
To tylko ludzki wymysł. Abstrakcja.
Żeby pisarze mogli zarabiać. Żeby filmowcy mieli na chleb. Żeby artyści mieli o czym pisać piosenki.
Ludzie ją wymyślili, by nasz świat nie był nudny i bezsensowny. Problem w tym, że mnóstwo ludzi w to wierzy i łudzi się, że kiedyś znajdzie swoją księżniczkę, lub księcia na białym koniu. Przykro mi, ale to FIKCJA.
Jeśli ona ma zamiar poświęcić naszą więź, po to by przez chwilę poczuć tego posmak, niech tak zrobi. W żadnym razie nie będę jej błagać o wybaczenie! W życiu.

Po wyjściu ze szkoły od razu skierowałam się w stronę domu. Bo co innego miałam do roboty? A raczej z kim. Niby nie brakowało mi znajomych, ale co mi z takich ''znajomych'', jeśli to nie Alice?
Jeju, nie da się jej zamienić. Znowu zaszkliły mi się oczy.

-Cholera! - krzyknęłam, potykając się o jakiś murek. Upadłam na kolana i jęknęłam z bólu.
-Pomóc? - odezwał się ktoś za mną.
Chwyciłam jego dłoń, by się podnieść.
Spojrzałam na mojego ''wybawcę''.
Uśmiechnął się szelmowsko, odsłaniając rząd białych zębów.

-Tęskniłaś, księżniczko?



***
dziękuję za 2 komentarze na 1 rozdziale!
to dla mnie taki ''Tiger'' :D
mam nadzieję, że wam się podoba :)))
buziaczki, do następnego! <3
+
co myślicie o sytuacji Agnes i Alice?

niedziela, 23 marca 2014

Chapter 1

-Porozmawiaj ze mną! - krzyknęłam bezradnie.
Alice w końcu stanęła (ku mojemu zaskoczeniu) i spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym żalem i gniewem.
-Osiągnęłaś to co chciałaś, z resztą tak jak zawsze! - wygarnęła - Dzięki Tobie, nie mogę się spotykać z Danielem. Z chłopakiem, którego kocham całym sercem.
Splunęła na ziemię, po czym wycierając mokre od płaczu poliki, odeszła. Stałam tak jak skamieniała nie wiedząc co zrobić. Biec za nią? Nie, to bez sensu - jeszcze pogorszę sprawę.
Usiadłam na pobliskiej ławce.
Znajdowałam się w miejskim parku. Roślinność dopiero rozkwitała - drzewa zaczęły przyodziewać zielone listki, kwiaty puszczały pąki. Tu i ówdzie ptaki wesoło śpiewały, lub goniły się nawzajem.
Zupełnie inaczej było w moim sercu. Umyśle. Duszy.
Nie wiem dlaczego tak się czułam - przecież postąpiłam dobrze! Każda prawdziwa przyjaciółka zrobiłaby tak samo na moim miejscu. Bez wątpienia..

Wsłuchiwałam się w cichnące melodyjne, rozmowy dwóch kolorowych ptaków. Ciekawe o czym rozmawiają zastanawiałam się.
W pewnym momencie dosiadł się do mnie jakiś chłopak. Miał bardzo długie palce. Dlaczego ja na to zwracam uwagę do cholery?
-Siedzisz tu już od 2 godzin, nie ruszając się - odezwał się, wpatrując we mnie swoimi brązowymi oczami - Zaczynam się bać - zachichotał.
Odwróciłam głowę, bym mogła swobodnie się mu przyjrzeć.
Miał na sobie zwykłą, czarną koszulkę, spodnie khaki do kolan, oraz czarne Supry. Włosy lekko rozczochrane, przez co kilka kosmyków spadało mu na czoło. Moim zdaniem, było to bardzo urocze.

-W porządku - odparłam, wzruszając ramionami.
-Nie wydaję mi się - pokręcił głową, robiąc smutną minkę.
-Na prawdę - zmusiłam się na uśmiech.
-Mała, możesz mi zaufać, jakkolwiek dziwacznie i abstrakcyjnie to brzmi, bo znamy się dopiero kilka minut - uśmiechnął się przyjaźnie, dodając mi otuchy.
-To prawda - skinęłam głową - Ale to bardzo skomplikowana historia.. - spuściłam wzrok, patrząc na moje buty.
-Mamy czas - mrugnął do mnie.
-No dobrze.., ale niech to zostanie między nami, proszę.
-Oczywiście.

-Moja przyjaciółka Alice, pół roku temu zakochała się w pewnym zbrodniarzu Danielu. Tłumaczył się, że niby z tym skończył, że już nie pracuję dla ''złych ludzi'', że kocha Ją i inne gówna.. Oczywiście Ona miała klapki na oczach i uwierzyła mu. Na szczęście ja nie jestem taka głupia. Myślałam, że po tym czasie ten dupek ją zdradzi czy coś, cokolwiek, byle się rozstali, ale nic. NIESTETY..
Nie mogłam pozwolić, żeby Jej się coś stało, ani, żeby zmarnowała sobie najlepszy okres w życiu człowieka, na tą głupią, ślepą miłość. Postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie, poinformowanie o tym ''związku'' Jej rodziców. Dziś to zrobiłam. Alice jest na mnie wściekła, bo nie może się z nim spotykać.
Nie wiem co mam robić - spojrzałam na niego wyczekująco, szybko łapiąc oddech.

Chłopak chwilkę siedział w milczeniu, skupiając wzrok w jednym punkcie. Ogarnęła mnie lekka panika. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał mi w oczy, westchnął i powiedział:
-Nie postąpiłaś słusznie.

Zrobiłam wielkie oczy, które z niewiadomych mi powodów momentalnie się zaszkliły. Powiedział to tak jakby oskarżał mnie o to, że kogoś zabiłam. Tak jakby chciał powiedzieć: ZABIŁAŚ TĘ MIŁOŚĆ.
Od razu wpadłam w jeszcze większy dół.
-Jeśli się kochali, nikt nie miał prawa wtrącać się w ich m i ł o ś ć - powiedział surowym tonem.
Wtedy już nie wytrzymałam i pękłam.
Rozpłakałam się na Amen.
Dlaczego on mi to robi?!
Schowałam twarz w dłoniach, głośno szlochając.
Nagle poczułam na swoich plecach ciepłą rękę. Otulił mnie swym ciepłem i czule głaskał po głowie.
Pierwszy raz ktoś sprzeciwił mi się. Pierwszy raz ktoś odważył się powiedzieć coś wbrew mnie. A jednak nie czułam nienawiści. Me serce powitała wiosna, tak jak te roślinki.
Jeden przypadkowy człowiek, potrafił rozbudzić we mnie emocje, których nikt przez lata nie rozbudził.
Niesamowite. To było dla mnie bardzo nowe uczucie, nie wiedziałam jak je nazwać.


-Dziękuję, że mi pomogłeś - odezwałam się w końcu, przerywając bardzo przyjemną ciszę. Łzy dawno wyschły, nie został po nich nawet ślad. Wtuliłam się w jego miękką skórę, wciągając jego zapach niczym narkotyk.
-Do usług, moja piękna - wyszeptał mi we włosy.

Po kilku minutach znowu się odezwałam, tym razem poważniejszym tonem.
-Justin.. co ja mam zrobić? Wiesz.. nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, więc nie wiem - zapytałam cichutko, bojąc się jego reakcji.
-Idź do niej, każ jej wysłuchać co masz do powiedzenia, ale nie wydawaj rozkazów, zrób to delikatnie. Wytłumacz jej, że chciałaś tylko i wyłącznie jej dobra, przeproś ją, przekonaj jej rodziców, że Daniel to dobry chłopak, postaraj się ją odzyskać. I zachowuj się jak przyjaciółka, nie jak doradczyni sercowa - wyrecytował, czule głaszcząc mnie po głowie.

-Czy.. możesz iść ze mną? - niepewnie zapytałam.
-Do usług księżniczko - pocałował mnie w czubek głowy.


Po 10 minutach drogi byliśmy już pod domem Alice. Spojrzałam ze strachem na Justina, bezgłośnie mówiąc ''BOJĘ SIĘ''.
Otoczył mnie rękoma i powiedział:
-Będzie dobrze.
Na koniec dał mi kopa w dupę ''na szczęście'' i odesłał pod drzwi.
Z drżącymi rękoma nacisnęłam dzwonek.
Po chwili drzwi bezgłośnie i powoli się otworzyły.

-Agnes, powiedziałam Ci już, że nie chcę Cię widzieć.





***

jak wam się podoba?
troszku długi, ale dostałam mega weny! :*
czekam na wasze opinie <3